piątek, 23 listopada 2018

Od Raven'a cd Luny

- Kruki doniosły mi o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Stado bargestów jest raptem trzy dni drogi od granic watahy a to niezwykle paskudne stworzenia - odpowiedziałem i spojrzałem w górę na kruki kołujące nad nami. Wadera posłała mi zdumione spojrzenie.
- To kruki mówią? - spytała
- I tak i nie. Owszem są osobniki co się tego nauczyły ale zazwyczaj żyją one bliżej ludzi. Dzikie kruki porozumiewają się tak jak żywiołaki. Czyli za pomocą obrazów, które ukazują się w umyśle - wyjaśniłem.
- Nie wiedziałam ,że takie coś potrafisz. Opowiesz mi więcej? - zainteresowała się.
- Ja... No może nie teraz. Ale innym razem to czemu nie - stwierdziłem ostrożnie. Luna poszła odłożyć zdobycz w miarę bezpieczne miejsce i zaczęła pomagać nam przygotować się na przyjście bargestów. Gdy wszystko było mniej więcej gotowe znów posłałem kruki na zwiady aby informowały o każdym zagrożeniu. Sam poszedłem w razie czego obejść tereny watahy i upewnić się, że wszystko jest w porządku.

***

Wróciłem z patrolu dość szybko. Wataha była na razie bezpieczna. Wciąż oczekiwałem na wieści od skrzydlatych przyjaciół mając nadzieję, że będą one dobre. Zamyślony szedłem w kierunku swojej jaskini gdy niespodziewanie wpadłem na Lunę.


Luna?

sobota, 17 listopada 2018

Od Luny CD Raven`a

Fakt, że kwiaty zadziałały uspokoił mnie i trochę uszczęśliwił. Raven na chwilę się zamyślił, nie wiem czy miało to coś wspólnego z tym, że zmusiłam go do połknięcia tych kwiatów, ale czasem trzeba.
-Jeśli pozwolisz, to pójdę sprawdzić granicę. Przyjdę później. - Powiedziałam.
-Do zobaczenia. - Odpowiedział i wrócił w głąb jaskini.
Wyszłam z ów groty i poleciałam dość szybko w stronę granicy. Muszę przelecieć i sprawdzić całe terytorium, ostatnio rzadko bywam na patrolu. Lecąc tak przed siebie w stronę północy zauważyłam, że powoli zaczyna pojawiać się śnieg. Zima nadchodzi w zastraszającym tempie, będę musiała poprosić, żeby zrobić trochę zapasów na tą porę roku. Bycie alfą nie jest proste, ale to rola jak każda inna. Innym też nie jest łatwo. Lecąc tak już przez dłuższy czas, nie zauważyłam niczego zbyt podejrzanego. Nie wiem czy się cieszyć, czy martwić. Po skończeniu wylądowałam na lekko zmarzniętej trawie. Przydałoby się coś upolować i zanieść do reszty. Na moim celowniku pojawił się rogacz, który chyba aż się prosił o to by go złapać i nie zmarnować ani kęsa. Długo nie musiał czekać, a leżał już z przegryzioną krtanią na ziemi wydając swoje ostatnie tchnienie. Złapałam go za kark i zaczęłam ciągnąć w stronę jaskiń. Po jakimś czasie, kiedy byłam już dość blisko, zauważyłam że panował chyba jakiś chaos. Lekko mnie to zmartwiło. Chwyciłam zwierzę mocniej i dzięki lataniu szybciej się tam dostałam.
-Co tu się stało? - Spytałam dość głośno, tak aby wszyscy w okolicy mnie słyszeli.
<Raven?>

piątek, 9 listopada 2018

Od Raven'a cd Luny

( przepraszam za wymarcie! XD)

Spojrzałem się na waderę nie będąc pewny czy jej kwiatki zadziałają. W końcu jednak zaryzykowałem i użyłem owego lekarstwa na ból. O dziwo po kilku chwilach palący ból ustał. Odetchnąłem z ulgą mogąc w końcu bez bólu zaczerpnąć powietrze.
- Dziękuję Alfo. - powiedziałem cicho.
- Mów mi Luna. Przyjaciele nie używają formalnych nazw prawda? - spytała z uśmiechem.
- Tak. Racja... - mruknąłem odwracając wzrok. Ona na prawdę uważała mnie za przyjaciela? Czy... Czy powinna zwać mnie przyjacielem? Ona przecież nie wie prawdy o mnie... Nie wie czego się dopuściłem... I się zapewne nie dowie. Nikt nie powinien wiedzieć bo i po co? Położyłem uszy po sobie i prychnąłem cicho.
 - Coś się stało? - spytała wadera wyrywając mnie tym z zamyślenia.
 - Nie. Skądże znowu... Po prostu się zamyśliłem - odparłem wymijająco.

Luna?

poniedziałek, 1 października 2018

Od Joeny CD. Luny

- Lepiej, ale łapą dalej boli. Wybacz, że przysparzam ci kłopotów.- powiedziałam z ciepłym uśmiechem. Luna odwzajemniła uśmiech i przybliżyła potrzebne zioła. Spojrzałam na zioła. Poprosiłam Lunę o pomoc. Po długim czasie okład był gotowy. Luna pomogła mi obłożyć nim łapę. Starałam się ukryć odczuwany ból, by nie martwić Luny. Rozejrzałam się. Zorientowałam się, że nie jestem u siebie. - Gdzie jesteśmy? - W jaskini alf.- odparła wadera. Spojrzałam na nią zaskoczona. - Jak się tu znalazłam? - Przeniosłam cię, gdy spałaś. - Dziękuję ci, jesteś wspaniała. Naprawdę nie musiałaś.- powiedziałam czule. Byłam Linie bardzo wdzięczna. Dzięki jej pomocy czuję się o wiele lepiej. Leżałam i zbierałam siły. Luna towarzyszyła mi. Prowadziłyśmy wiele rozmów. Gdy stałam się senna, nie zauważyłam, gdy moje powieki zamknęły się, a ja odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Obudziło mnie szturchnięcie w bok. Otworzyłam oczy i ujrzałam Lunę. - Dzień dobry.- powiedziałam sennie z uśmiechem. - Dzień dobry. Wybacz, że cię budzę, ale pomyślałam, że możesz być głodna. Proszę to dla ciebie.- Luna położyła przede mną martwego zająca. - Dziękuję.- odparłam zawstydzona. Było mi miło, że Luna się mną opiekuję, lecz nie chciałam sprawiać jej kłopotów. Zrost kości może potrwać dość długo. Przystąpiłam do spożywania posiłku. Gdy się najadłam, spojrzała na swoją łapę. Dotknęłam zdrową łapą ziemi. Chwilę później wyrosła z niej roślina, którą zerwałam i obwiązałam opatrunek, by lepiej się trzymał. - Najadłaś się?- spytała troskliwie Luna. - Tak. Dziękuję ci.- powiedziałam ciepło. Luna odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. - Idę sprawdzić, czy nikt nie potrzebuje mojej pomocy.- powiedziała, stając przed wyjściem. - Dobrze. Ja zostanę i odpocznę.- odparłam. Luna znikła mi z pola widzenia. Ja położyłam głowę między łapami. Zaczęłam się zastanawiać nad moim życiem. Dla innych z watahy byłam utrapieniem. Dla matki oczkiem w głowie, a dla ojca zbędną istotą żyjącą po to, by sprawiać kłopoty. Ból tych myśli był o wiele silniejszy niż ból złamanej łapy. Jedyną osobą, która się mną interesowała, była moja matka. Teraz jest nią Luna. Było mi miło, że się o mnie martwi, lecz myśli typu „Sprawiasz jej tylko problemy”, „Jesteś utrapieniem” nie chciały dać za wygraną. Zaczęłam nucić piosenkę, którą śpiewała mi moja mama.

<Luna?>

niedziela, 30 września 2018

Od Luny CD Joeny

To moja wina. Nie powinnam pozwolić jej chociażby się zbliżyć do tego stwora. Spojrzałam na ranną Joenę, która leżała ze złamaną łapą.
-Jeśli ktoś tu ma przepraszać to tylko ja. Wybacz mi.-Powiedziałam do niej i przy okazji trąciłam ją nosem.
Przez chwilę pomyślałam o tym, że może tamta woda by pomogła, ale jeśli zadziała odwrotnie to stanie się śmiertelną trucizną, a na to nie mogę pozwolić. W głowie pojawiło mi się jeszcze kilka opcji, ale ani jedna nie była bezpieczna.
-Dobrze. powiedź mi co ci przynieść. Jakie zioła? -Spytał.
Spojrzałam na nią z nadzieją w oczach. Wymieniła mi kilka, ale zanim zdążyła powiedzieć, że mam po nie nie iść, to wyleciałam z jaskini, ale przedtem upewniając się, że nic się nie dostanie do jaskini. Zalezienie wszystkiego zajęło mi około dwóch godzin. Trochę długo, ale to i tak chociaż coś. Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, zobaczyłam że Joena odpoczywa. Chyba lepszym pomysłem byłoby zabranie jej do jaskini alfy. Tam woda jest najczystsza, ale bogata w składniki mineralne, a gdzieniegdzie umiejscowione kamienie odnawiające moc, też by pewnie pomogły. Dopóki śpi to chyba mogę ją przenieść, ale najpierw pobiegłam zanieść zioła. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Po następnej godzinie, wadera leżała już niedaleko źródła. Obudziła się po tym, kiedy już rozpaliłam ognisko (chociaż sporo mi to zajęło). Było chłodno.
-Masz, tutaj są te zioła. Jak się czujesz?-Spytałam.
Usiadłam naprzeciwko niej i spojrzałam na jej ranną łapę.
<Joena?> Sry, że tak długo czekałaś na odpowiedź :c

sobota, 15 września 2018

Od Joeny

Śpiew ptaków, taniec liści i podmuchy chłodnego, porannego wietrzyku. Czego chcieć więcej na porannym spacerze? Spacerowałam po terenach naszej watahy. Delikatny zapach lasu docierał do mojego nosa. Lubiłam takie spacery. Raźniej byłoby jakby ktoś mi towarzyszył, ale nie poznałam nikogo innego niż Luna. Spotkałam jeszcze basiora Raven'a, lecz nie dane mi było z nim porozmawiać jedyne co dla niego zrobiłam to pomogłam mu wrócić do pełni sił. Chciałabym to zmienić, ale z moją nieśmiałością jest to bardzo trudne. Przyzwyczaiłam się do samotności. Czasem zastanawiam się dlaczego jestem taka. Może gdybym była silniejsza za młodu teraz nie miałabym takich problemów. Szczeniaki z mojej dawnej watahy nie dokuczały by mi. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak nie przeszkadza mi to jaka jestem. Może czasem to, że chcąc coś powiedzieć strasznie się jąkam. Na szczęście da się z tym żyć.  Przez jakiś czas towarzyszyło mi dziwne uczucie bycia szpiegowaną. Może mi się wydaje? Nie byłam do końca pewna. Miło byłoby spotkać innego wilka zacząć rozmowę i zaprzyjaźnić się. No cóż. Poczułam pragnienie. Udałam się do Tęczowych Wodospadów. Miejsce to jest wspaniałe. Zachwyca mnie swoim urokiem. Napiłam się i spojrzałam w bok. Zauważyłam jakiegoś wilka. Był za daleko bym dokładniej widziała kto to. Ruszyłam niepewnie w jego stronę. W połowie druku zatrzymałam się. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Uspokoiłam się i zebrałam resztki odwagi. Już pewniejszym krokiem ruszyłam w stronę wilka.
- W-witaj. Jestem Joena.- zająkałam się. Chciałam być odważną, ale jak zawsze moją nieśmiałość musiała wsiąść górę. Spojrzałam na wilka czekając na odpowiedź.
<Ktoś?>

Od Joeny CD Luny

Gdy Luna krzyknęła zaskoczona natychmiast wykonałam jej polecenie. Nad moją głową przeleciał jakiś przedmiot. Moje serce przyspieszyło. Czułam jak wali w moje piersi. Luna podbiegła do mnie i spytała czy jestem cała. Spojrzałam wystraszona na wilczycę.
- T-tak.- zająkałam się. - C-co to było?- dodałam po chwili
- Nie jestem pewna, ale nie wygląda to za dobrze. – odparła wadera. Wstałam i rozejrzałam się. Nagle zza krzaków wyłonił się ogromny niedźwiedź. Wystraszona spojrzałam w stronę Luny. Wadera była gotowa do ataku. Podziwiam ją za jej odwagę. Niepewnie przyjęłam obronną pozycję. Niedźwiedź ryknął przerażająco. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Po chwili ruszyłyśmy do ataku. Należało powstrzymać bestię zanim dojdzie w głąb naszych terenów. Niedźwiedź był trudnym przeciwnikiem, ale ostatecznie został pokonany. Gdy padł martwy na ziemię spojrzałam na Lunę. To ona zadała ostateczny cios. Ten widok był wspaniały. Podczas walki Luna starała się za wszelką cenę nie dopuścić niedźwiedzia dalej. Była gotowa oddać życie za bezpieczeństwo watahy. Zaintonowała mi. Ja obecnie leżałam na ziemi gdyż niedźwiedź zrzucił mnie że swojego grzbietu, a ja upadłam na twardą powierzchnię. Postarałam się wstać, lecz gdy poczułam ogromny ból w łapie z powrotem upadłam. Luna podbiegła do mnie.
- Jesteś cała?
- Chyba złamałam łapę.- powiedziałam smutno. W takim chwilach żałowałam, że potrafię leczyć tylko rany. Nie raz byłam świadkiem jak ktoś ma wypadek i złamie sobie kość, a ja nie mogę mu pomóc. Luna podeszła do mnie i pomogła mi wstać. Czułam ogromny ból w łapie, ale starałam się opanować. Luna pomogła mi dojść do mojej jaskini. Gdy weszłam do środka położyłam się delikatnie. Bałam się, że leczenie mojej łapy zajmie dużą ilość czasu.
- Wybacz mi.- powiedziałam smutno i spojrzałam na Lunę.- Nie jestem taka dobra w ataku jak ty.- dodałam po chwili.

Luna?

poniedziałek, 10 września 2018

Od Luny CD Raven`a

Czułam się winna za jego ranę i zły stan zdrowia, gdybym tylko mogła zniszczyć to zagrożenie wcześniej nic złego by się nie stało. Jakby nie patrzeć, nawaliłam jak na alfę i chyba nie zasługuję na to miano. Powinnam chronić watahę, a nie być jej ciężarem. Muszę w końcu wziąć się w garść. Spojrzałam na basiora, który leżał zamyślony i chyba niezbyt zadowolony z całej sytuacji.
-Chyba znam coś, co przyniesie ci lekkie ukojenie. Zaraz wrócę.-Powiedziałam.
Wilk nawet nie zdążył zareagować, a ja już wybiegłam z jaskini po drodze mijając się z Joeną niosącą jakieś zioła. Wzbiłam się w powietrze i poleciałam prosto w kierunku góry lodowej. Podobno gdzieś tam rosną lodowe kwiaty mogące przynieść ukojenie i ochłodzić kogoś stojącego nawet w płomieniach. Dotarcie tam nawet lecąc zajęło mi trochę czasu, a kwiat znalazłam nawet dość szybko. Niestety nie tak łatwo było go zebrać i trwało to strasznie dużo czasu, którego i tak nie mam za dużo. Kiedy w końcu mi się udało chwyciłam to tak delikatnie jak tylko umiałam, ale tak żeby mi nie upadło. Z szaloną wręcz prędkością doleciałam na miejsce i dosłownie wleciałam do jaskini zatrzymując się tuż przed zaskoczonym Raven`em. Po drodze zastanawiałam się czy nie zamoczyć kwiatów w wodospadzie, ale gdyby woda zmieniła się w truciznę to byłby game over. Nie warto ryzykować.
-Co to jest?-Spytał przyglądając się kwiatom.
Zanim jednak odpowiedziałam, włożyłam mu je niemal do gardła czekając aż to połknie. Był zaskoczony i już chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-To lodowo-ogniste przebiśniegi. Łagodzą ból po starciu w płomieniami, a także kontakcie z nimi.
Z niewiadomych przyczyn poczułam się zawstydzona, ale skoro może mu to pomóc to nie mam czego żałować.
<Raven?>

Od Luny CD Joeny

Złota woda raz działa lepiej, raz gorzej, a czasem wcale nie działa. Tym razem usunęła zmęczenie, które zebrało się u mnie w przeciągu ostatniego czasu. Po chwili postanowiłam podejść do wadery, która z wyraźnym zaskoczeniem i niedowierzaniem wpatrywała się w swoją łapę oglądając ją z każdej możliwej strony. Spytała jakie efekty miała ta woda na mnie i odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że usunęła moje zmęczenie.
-Mogłabym zabrać trochę tej wody do jaskini?-Zapytała z ekscytacją w głosie.
-Niestety nie,
-Czemu?
Wadera była wyraźnie rozczarowana, ale nie mogła tego wziąć.
-Ponieważ ta woda wyniesiona na dłużej niż 20 sekund poza obszar wodospadu zmienia się w zwykłą wodę lub śmiertelną truciznę. Ani jedno z nich nie jest bezpieczne, więc wolno z tego jedynie pić.
Joena była zszokowana, ale przytaknęła, że rozumie czemu się na to nie zgadzam.
-Wrócimy do głównej jaskini?-Spytałam.-Chcę ci pokazać skórę, która może służyć za zabezpieczenie bandaży z liści.
-Pewnie.-Odpowiedziała i lekko zamachała ogonem.
Poszłam lekkim truchtem przed siebie. W międzyczasie rozmawiałam trochę z waderą, ale gdzieś w połowie drogi poczułam mordercze intencje.
-PADNIJ!-Krzyknęłam do Joeny.
Dosłownie sekundę później tuż nad jej głową przeleciał jakiś przedmiot z szaloną prędkością.
-Wszystko ok?-Spytałam.
<Joena?>

niedziela, 9 września 2018

Od llameante cd Xever'a

Obserwowałam basiora z ukrycia i czując jak wiatr się zmienia położyłam uszy po sobie. Wolałam zostać niezauważona a teraz klapa i to po całości! Bo co jeśli on jest wrogiem a nie przyjacielem? Albo gorzej! Jeśli to bergest okryty iluzją? Nieeeeeee to by było byt straszne. Poza tym nawet iluzja nie ochroniła by bargesta przed słońcem. Prawda?
Czekaj...
To gobliny czy trolle były wrażliwe na słońce?
Ajjjj znów to samo.
Jak można mylić te dwa zupełnie różne stworzenia?
Przecież dla jednego słonce jest mordercze a dla drugiego po prostu nie przyjemne.
Warknęłam zła sama na siebie a z pod łab wydobyły się smużki dymu. Gwałtownie zerwałam się z ukrycia z sykiem.
- Ajajaj! Nie pal się durna trawo! - krzyknęłam patrząc się na nią.
- Ale ty wiesz, że trawa ci nie odpowie tak? - usłyszałam za sobą rozbawiony głos. Odwróciłam się i spojrzałam na basiora, którego jeszcze kilka chwil temu to ja obserwowałam.
- Um....eeee... Pewnie, że wiem. Znaczy... Może jest tam jakiś niewidzialny gadający robak? Albo coś? - spytałam niepewnie nie do końca wiedząc jak powinnam się zachować. 
- Kto wie. Może i masz rację - odparł basior patrząc się na mnie. Usztywniłam nieco... powiedzmy, że nieco łapy opuszczając łeb... czyli stając w pozycji obronnej.

Xever?

Od Raven`a CD Luny

- A jak mam się czuć? - spytałem cicho i dodałem. - Trochę obolały, ale przeżyję. 
- Na pewno? - upewniła się Luna. W odpowiedzi skinąłem głową i zamknąłem oczy biorąc głębszy wdech. Każdy oddech wciąż był piekielnie gorący i czułem jakbym oddychał ogniem, a nie powietrzem, ale niestety nic na to nie poradzę. Jeszcze nie póki nie odzyskam pełni sił. Wadera usiadła koło mnie przyglądając mi się uważnie. 
- Na pewno. Tylko mam trochę utrudnione oddychanie - odparłem zgodnie z prawdą. 
- W jakim sensie? Bardzo to boli? Da się na to coś zaradzić? - spytała 
- Um... No jak oddycham to jakbym nadal był w ogniu. Nie boli aż tak bardzo, ale jest uciążliwe. Jak na razie nie da się. Potrzeba mi tylko czas na odzyskanie siły - powiedziałem nieco zaskoczony jej zainteresowaniem. Od kiedy alfa przejmuje się nic nie wartymi członkami? Może ona jest inna niż... ON? Jak na razie wszystko wskazywało na to, że naprawdę trafiłem w o wiele lepsze miejsce i to na dodatek jeszcze za życia. 
- Nad czym tak myślisz? - dobiegł mnie głos wadery. Zamrugałem gwałtownie i spojrzałem na nią. 
- Eeeeee... co? Aaaa... Nad tym i owym... Nic poważnego - mruknąłem. 

Luna?

Od Raven`a CD Yuki

Przyjrzałem się uważniej waderze oceniając zagrożenie. Było zerowe jeśi nawet nie ujemne. Większym zagrożeniem chyba byłaby wiewiórka.
- Yuki... Ciekawe imię. Na mnie mówią Raven - przedstawiłem się kiwając jej lekko pyskiem. Po raz kolejny obwąchałem ją upewniając się, że na pewno jest obca i nie zrobię z siebie idioty. 
- Cco ze mną zrobisz? - spytała niepewnie patrząc się na mnie przerażonymi oczami.
- Zaprowadzę cię do alfy. A ona zapewne przygarnie cię do stada - odparłem po chwili zastnowienia. Może nie znałem Luny zbyt dobrze jednak wiedziałem, że nie pogardzi ona dodatkowym wilkiem w watasze. Zwłaszcza, że była to wadera. Yuki skinęła pyskiem na znak zgody i ruszyliśmy przed siebie. Przy okazji rozglądała się podziwiając uroki naszych terenów.
- Ładnie tu prawda? - zagadałem sam nie będąc pewien czy powinienem. Ale cóż raz grozi śmierć prawda? Najwyżej mnie zignoruje. Nic poważnego. Chyba? Podniosłem wzrok i spojrzałem na Yuki, która chyba zastanawiała się nad odpowiedzią. 
- Prawda. To... bardzo urokliwe miejsce - uśmiechnęła się słabo. Może mi zaufa? Dobrze było by mieć jakąś przyjaciółkę w stadzie zwłaszcza, że jakoś nie idzie mi znajdywanie znajomych. Może to nie jest moim przeznaczeniem być duszą towarzystwa zwłaszcza po... NIE! Nie myśl o tym stary. Po prostu zapomnij...
- Zaniemówisz gdy zobaczysz wszystko - stwierdziłem przypominając sobie niektóre tereny watahy. Tak. Było tutaj co zwiedzać... I było pełno miejsc w których idzie się zakochać... 

Yuki?

poniedziałek, 3 września 2018

Od Joeny CD Luna

- Naprawdę dużo wiesz o tutejszych terenach. Jestem pod wrażeniem.- powiedziałam z uśmiechem.- Czyli woda ze złotego wodospadu ma pozytywne lub negatywne działania?
- Dokładnie.- powiedziała wilczyca. Rozejrzałam się wokół. Było tam naprawdę pięknie. Podeszłyśmy bliżej wodospadu. Spojrzałam w taflę złotej wody. Była naprawdę cudowna. Luna miała rację. Wodospad bez wątpienia potrafił hipnotyzować swoim pięknem. Przejrzałam się w tafli wody. Spojrzałam na Lunę. Wadera cały czas uśmiechała się ciepło. Dodawało mi to odwagi. W pewnym momencie zaczęła pić wodę. Wróciłam wzrokiem na taflę wody. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Schyliłam swój pysk i niepewnie zaczęłam pić złotą wodę. Gdy się napiłam odeszłam kawałek dalej. Położyłam się na miękkiej trawie. Nagle poczułam się jakoś dziwnie. Zauważyłam złoty blask. Spojrzałam na swoją łapę, na której widniała blizna, którą zrobiłam sobie po ataku jelenia. Blizna zaczęła znikać. Zaskoczona wpatrywałam się w swoją łapę. Gdy blask znikł wpatrywałam się w miejsce blizny jak głupia. Już jej tam nie było. Zero śladu po moim zadrapaniu. Po dłuższej chwili potrząsnęłam głową i wyrwałam się z transu. Zaskoczona spojrzałam na Lunę, która położyła się obok mnie.
- Co to było?- spytałam.
- To było pozytywne działanie wodospadu.
- A jakie działanie przydarzyło się tobie?- zapytałam zaskoczona. Wadera wyglądała na całą i zdrową, ale pozory często mylą. Cierpliwie czekałam na odpowiedź alfy.
<Luna?>

Od Luny CD Joeny

Dzięki temu, kto sprawił, że wilki mają gęste futro, bo w tej chwili najprawdopodobniej miałam na twarzy strasznego rumieńca.  Bezpośrednie słowa naprawdę czasem mogą zawstydzać.
-Miło mi to słyszeć i to nie są dziwne rzeczy tylko normalne.-Odpowiedziałam uśmiechając się do wadery, która to odwzajemniła.
-Przejdziemy się jeszcze nad Złoty Wodospad? -Spytałam.
-Z chęcią. Byłyśmy już tam?
-Tak, podczas oprowadzania.-Odpowiedziałam.-Ale tym razem chcę się napić trochę tamtej wody.
-Czemu akurat stamtąd?
-Ponieważ ma różne działanie. Czasem pozytywne, czasem negatywne. To już losowe.
-Co masz przez to na myśli?
-Powiedźmy, że mógłby być najgorszym przeciwnikiem, ale jest najlepszą kartą atutową.
Joena była trochę zdziwiona. Po drodze jeszcze dość sporo rozmawiałyśmy. Po upływie jakiejś godziny byłyśmy na miejscu. Wadera patrzyła jak zahipnotyzowana w płynącą wodę. "Za każdym razem działa na początku tak samo" pomyślałam. Pamiętam, że za pierwszym razem patrzyłam na to kilka ładnych godzin. Szturchnęłam lekko waderę w bok nosem, ale to nie zadziałało. Próbowałam ją ocucić jeszcze kilka razy, ale dopiero zasłonięcie jej oczu zadziałało.
-Wszystko w porządku? Ten wodospad właśnie tak działa za każdym razem. Chodzi o to, że może zahipnotyzować wszystkie stworzenia i je unieruchomić, ale to broń obusieczna. Za każdym razem wszystkich hipnotyzuje, nie tylko za tym pierwszym. -Odpowiedziałam spokojnie.-Na mnie zadziałał tylko raz, jest po kroplę wypełniony mocą magiczną, ale radzę tu zbyt często nie przychodzić bez czyjegoś towarzystwa.-Dodałam z uśmiechem.
Joena jeszcze przez chwilę była osłupiała, ale po chwili odpowiedziała.
<Joena?>

Od Luny CD Xever`a

Od dwóch dni miałam sporo roboty na głowie z przygotowaniami do pełni podczas, której cała wataha się zbiera przed jaskinią alf i wyje przez jakiś czas do księżyca wtórując alfie. Według legend, wtedy bogini księżyca zsyła swoje błogosławieństwo na tereny łowne, aby wilki i inne stworzenia nie głodowały. Dzisiaj, kiedy wreszcie skończyłam przygotowania, zjawił się przede mną Xever- basior, który niedawno dołączył do mojej watahy. Był cały brudny od krwi, więc trochę się wystraszyłam, ale na szczęście okazało się, że to tylko krew zwierzyny po polowaniu. Tak czy inaczej wyglądał jakby uciekł z jakiegoś horroru. Przyniósł mi spory kawałek zwierzęcia, które prawdopodobnie było łosiem. W podzięce za poświęcenie jego życia zjadłam tak dużo jak się dało. Chyba byłam naprawdę głodna. Podziękowałam basiorowi i zaproponowałam, żebyśmy udali się do jeziora krwi i łez albo jakiegokolwiek źródła wody, żeby wyczyścił swoje futro z czerwonawej i już nieco zeschniętej cieczy. Xever się zgodził, ale wolał iść na kamienną plażę i przy okazji złapać trochę ryb. Powoli poszliśmy w jej kierunku, po drodze trochę rozmawialiśmy. Kiedy doszliśmy na miejsce, basior od razu pobiegł i wskoczył do wody zanurzając się aż po czubek ogona. Wyszedł dopiero po chwili i wytrzepał sierść, która wyglądała jak po przejściu jakiegoś huraganu. Wyglądało to co najmniej zabawnie.
-Pomóc ci łapać ryby?-Spytałam.
<Xever?>

niedziela, 2 września 2018

Od Joeny CD Luny

- Właśnie chciałam się zapytać czy poszłabyś razem ze mną na polowanie. Wybacz, że cię budzę.- odparłam cicho. Wilczyca uśmiechnęła się i wstała. 
- Nic nie szkodzi. Możemy udać się razem na polowanie.- powiedziała i ruszyła przed siebie. Po chwili podbiegłam do niej i się z nią zrównałam. Szłam obok Luny. Zaczęłam się rozglądać. Słyszałam piękne piosenki ptaków, przyjemny szelest liści. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Czułam przyjemny zapach lasu. Po chwili Luna stanęła i spojrzała na mnie.
- Na co masz ochotę?- spytała. Po krótkim namyśle zdecydowałam się na zające.
- Mam ochotę na szaraki. A ty?
- Mogą być szaraki.- odparła Luna z ciepłym uśmiechem. Lubiłam jej towarzystwo. Przyłożyłam nos do ziemi i zaczęłam węszyć. Po dłuższej chwili Luna dała mi znak, że znalazła nasz posiłek. Zagrałyśmy się do stada i zaatakowałyśmy. Gdy każda z nas upolowała po jednym szaraku usiadłam na trawie i zaczęłyśmy zajadać się zdobyczą. Gdy skończyłyśmy położyłam się na trawie obok Luny. 
- Wybacz, że się ciebie tak jakoś uczepiłam. Chodzi o to, że nie mam odwagi zacząć rozmowy. Dlatego od zawsze czułam się sama. W dzieciństwie była jeszcze moja matka, ale po jej śmierci samotność towarzyszyła mi każdego dnia. Znikła kiedy poznałam ciebie, ale boje się, że czasem mogę denerwować cię swoim towarzystwem.- powiedziałam kładąc pyszczek na trawie. Wadera spojrzała na mnie. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Starałam się uspokoił serce, które mimowolnie przyspieszyło. 
- Wiem, że czasem gadam jakieś dziwne rzeczy. To dlatego, że jesteś moją pierwszą przyjaciółką.- dodałam po chwili. Uniosła mnie swój wzrok na Lunę. Czekałam na jej reakcję.
<Luna?>

sobota, 1 września 2018

Od Xever'a Do llameante

Chłodne powietrze wypełniało moje płuca, a żołądek - nic. Pora coś zjeść. ponieważ dnia wczorajszego miało się za dużo roboty na tak błahe rzeczy.  Mam ochotę na sarninę, ale czy uda mi się znaleźć właśnie to pożywienie? Ruszyłem w stronę jeziora, tak mi bynajmniej podpowiadał instynkt. No cóż, czasami dobrze jest być wilkiem, chociażby to.Wraz z kolejnymi krokami coraz mocniej czułem zapach sarny. Po kilku minutach byłem na miejscu. Instynkt mnie nie zwodził - przy jeziorze zauważyłem dość sporą grupkę jeleniowatych. Muszę uważać żeby ich nie spłoszyć i nie tylko... Nie chcę zaliczyć kopniaka od którejś z tych saren. Tego akurat nie chcę. Zacząłem skradać się do stada. Dość pokaźne. Po chwili cichego obserwowania przyszłego posiłku zauważyłem ją - ranną sarnę. Cóż rana była dość poważna, nie przetrwa długo więc czas ukrócić jej cierpienia. 
Prędzej czy później i tak zginie. Nic się nie stanie, jeśli okaże się ona moim posiłkiem.
Jednak jest jeszcze coś czego się boję - niepowodzenie.
Sarna oczywiście jakimś magicznym sposobem może zostać "obroniona" lub po prostu ucieknie.
W sumie mógłbym wtedy poprosić watahę o pomoc, ale niestety ja  nie proszę nikogo o przysługę. Skoczyłem na nią i zacząłem dusić. Dlaczego ja się w ogóle bałem o niepowodzenie? Wszystko poszło zgodnie z planem,a może nawet lepiej. Tak mi się tylko zdawało bo poszło zdecydowanie za łatwo. Gdy sarna była już martwa poczułem ostry zapach innego wilka, a raczej wadery. Kłopoty?

(llameante?)

Od Xever`a Do Luny

Dni w nowym domu mijały dość szybko, robota również nie była aktualnie za trudna. A co do pogody to było ciepło. Niestety to nie mój klimacik, dnie stawały się coraz dłuższe a noce krótsze. Więcej zwierzyny przybyło do lasów które zamieszkujemy. A co za tym idzie?! Więcej pysznego żarełka, śniadania do upolowania. Może czas spróbować? Westchnąłem głęboko i bez trudu wywęszyłem jakąś zwierzynę. Zdziwiłem się gdy zobaczyłem łosia żrącego swoją wielką gębą tę biedną, zieloną trawę która niedawno urosła. Szykował się łoś w sosie własnym zapchany trawą a dokładniej różową kończyną. To może być ciekawe doświadczenie. Podszedłem go od tyłu i wziąłem solidny rozbieg, wiedząc że muszę jednak trochę pokombinować by bez użycia mocy łatwo móc go złapać. Wbiłem swe ostre jak brzytwa pazury w jego kark, szybko skapnął się miotając mną na wszystkie strony i wrzeszcząc  wniebogłosy. Chciałem zakończyć to jak najszybciej, by zwierze nie cierpiało tyle. Wbiłem swoje kiełki w jego grubą szyję kilka razy. Zmęczony padł na ziemie tracąc sporo krwi. Dobicie go było dość łatwe, od razu wziąłem się do pałaszowania. Kiedy zjadłem już wystarczającą ilość zostało bardzo dużo mięsa. Moje futro nie wyglądało zbyt dobrze, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Oblizałem się po pysku po czym wziąłem w zęby większość łosia i zacząłem tachać. Pomyślałem że miło będzie dać go Lunie, ma tyle spraw na głowie więc może być głodna. Z lekka czerwony od krwi wziąłem zdobycz na plecy, a choć wcale nie było łatwo  to pewnie będzie warto. Śpiesząc się trochę udałem się do centrum watahy gdzie leżała cudna jaskinia Alfy. Luna akurat z niej wychodziła.
- Luna, zaczekaj! - krzyknąłem podbiegając do niej z uśmiechem.
- Boże jedyny, Xever co się stało?!- spojrzała na moje futro które było przesiąknięte szkarłatem krwi zwierzyny.
- Kompletnie nic, pomyślałem że masz dużo spraw na głowie i inne takie więc postanowiłem przytaszczyć Ci jakieś śniadanie. - powiedziałem na jednym wydechu, po prostu bałem się że coś sknocę...
Jednak chyba nie było czego się bać, to tylko skromny podarunek od skromnego wilka.

(Luna?)

Od Yuki Do Raven`a

Czasami już traciłam siły, sama nie wiedziałam gdzie teraz się znajduje. Chwilami nawet chciałam się wrócić, jednak nie wiedziałam skąd przyszłam i gdzie dokładnie bym trafiła. To wszystko było tak zagmatwane że zaczęłam biec, szczerze nie zważając na nic. Zamknęłam oczy bojąc się że trafię znów w jakieś nieznane mi dotąd miejsce, właściwie tych terenów  również nie znałam wcale. Po kilkugodzinnym biegu musiałam odpocząć, nabrać sił choć wcale nie byłam jeszcze tak zmęczona.  W oddali zieleniła się trawka otoczona kwiatami, jak i kończyna. Bez wahania podeszłam tam i zaczęłam się w niej tarzać. Moje futerko pachniało cudownie... Nieopodal słychać było jakiś dziwnie znajomy mi dźwięk, kilka razy już do słyszałam. Był to mały wodospad, uśmiechnęłam się radośnie widząc to, piękne miejsce...wręcz cudowne. Oczywiście wydałam z siebie również cichutki dźwięk radości, zawyłam krótko mówiąc lub pisząc. Napoiłam się i ogółem rozejrzałam po pięknych terenach. Miałam nadzieje że nic tutaj mi nie grozi. Wokół była polana i las, śpiewały dzwięcznie ptaki. Moją fascynacje terenami przerwał dziwny zapach, czułam że ktoś mnie obserwuje. Zaczęłam nasłuchiwać, wiedząc że jak będzie to większy drapieżnik nie ucieknę zbyt szybko, spróbuje nawiązać z nim kontakt dzięki mocy. Zapach jednak był mocny lecz i orzeźwiający. Czyli  mógł być to jedynie wilk...choć nieznajomy mi wilk. Nagle obok mnie zjawił się basior. Oczywiście że zlękłam się z lekka, robiąc jeden niepewny krok do tyłu. Nie wiedziałam jak zareaguje na moją obecność...Ta cisza, ptaki przestały śpiewać, wyciszyłam umysł. No i pomyślałam, może by wreszcie znów mieć kogoś do pogadania. Mieć może i rodzinę , mieszkać na tych pięknych terenach. Móc się do kogoś odezwać? Wspaniale, ale powolutku...nie wiem kim jest, czego chce i skąd pochodzi.
- Witam.-powiedział szybko, wcale nie był mi nieprzyjazny.
Choć wiadomo, moja poza mówiła sama za siebie. Byłam gotowa na wszystko... A mój głos załamywał się jak zawsze.
- Kim je-jesteś?-zapytałam cicho.
- Kimś. -powiedział.- A Ty?
- Ja mam na imię Yuki...-powiedziałam bardzo cicho.
- Słucham?- zapytał niepewny.
- Yuki.- powiedziałam jeszcze ciszej.

(Raven?)

Od Luny CD Joeny

Joena jest całkiem ciekawą i bardzo miłą wilczycą. Taki był mój wniosek. Po chwili spytała jak daleko jeszcze zostało do jaskini.
-Dosłownie kawałek, jakieś 200 metrów? Nawet stąd ją widać.-Powiedziałam.
-O, faktycznie.-Powiedziała.
-Chcesz się ścigać do jaskini?-Spytałam.
Wadera wydawała się lekko zdziwiona tym pytaniem, ale w jej oku pojawił się błysk.
-Możemy.-Uśmiechnęła się.
-W takim razie na 3. Raz...dwa...-Zaczęłam.
-TRZY!-Krzyknęłyśmy obydwie.
Wystrzeliłyśmy niemal jak z procy i po kilkunastu sekundach byłyśmy na miejscu. Czas mniej więcej taki sam.
-Chyba tym razem bez wyniku. Możemy zrobić taki wyścig się jeszcze kiedyś, ok?-Spytałam.
-P-pewnie.-Odpowiedziała.
-W takim razie dobranoc. Jakbyś miała jakieś pytania lub po prostu chciała porozmawiać to mnie zawołaj. -Powiedziałam.
-Dobrze. Dobranoc.
Poszłam w kierunku jaskini alf. Może to nieco dziwne, ale zamiast spędzać czas w środku niech to w lecie zdecydowanie wolę spać nad nią albo obok niej. Służy mi jedynie czasem do odpoczynku albo schronienia się przed zimnem w trakcie zimy. Jej głównym plusem jest to, że droga żeby się do niej dostać prowadzi jest pod wodą, ale nie znaczy to, że z powierzchni nie idzie się do niej dostać. To akurat nie jest takie trudne, ponieważ wejście jest ogromne, ale zakryte lianami i moją iluzjom skały. Położyłam się tuż przed wejściem i zasnęłam w miarę szybko. Rano obudziło mnie lekkie szturchnięcie mnie w bok. Było już rano i kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Joenę.
-Coś się stało? Czy chcesz iść na polowanie?-Spytałam.
<Joena?>

Od Luny CD Raven`a

Wróg, którego nie mogę pokonać jest straszny. W dodatku strasznie duży i utrudniający oddychanie. Już pomijając fakt, że próbował zaatakować mój umysł wcale nie był dobry, jednak tego typu ataki nie tak trudno, a nawet dość łatwo odeprzeć. Nie mogłam praktycznie nic zrobić. Raven jedynie osłonił mnie ścianą ognia i tym samym odgrodził od mgły. Nagle wyczułam, że wroga obecność zniknęła. W tym samym czasie ogień zgasnął i...zobaczyłam basiora leżącego na ziemi. Miał prawie pusty, zmęczony wzrok. Musiało go to kosztować wiele wysiłku, gdybym była nieco silniejsza...nie czas o tym myśleć. Czym prędzej podbiegłam do niego. Próbował wstać, ale to nie była mądra decyzja. Położyłam mu łapę na boku co skończyło się próbą ugryzienia w obronie.
 -Uspokój się i leż, a nie próbujesz wstawać!-Byłam roztrzęsiona, bałam się.
Basior mnie posłuchał i leżał spokojnie, po chwili zemdlał pewnie przez wyczerpanie. Wzięłam głęboki oddech. Podniosłam go i wybiłam się w powietrze. Latanie z kimś leżącym na plecach nie jest łatwe, wręcz przeciwnie. Było trudno utrzymać równowagę. Zaniosłam go do jaskini, gdzie od razu zajęła się nim medyczka, Joena. Kiedy skończyła opatrywanie mu ran i danie leków przyszła do mnie dowiedzieć co się stało. Była wstrząśnięta tą historią. Kiedy trochę się uspokoiłam, podziękowałam jej i powiedziałam, że przyjdę rano zobaczyć co z Raven`em. Poleciałam w miejsce walki. Było lekko zniszczone, ale nie na tyle, żeby zagrażało to ekosystemowi. Zdecydowałam, że wokół terenów będzie trzeba wznieść barierę ochronną odganiającą zło. Po wszystkim poszłam na polowanie i udało mi się jakiś czas później złapać sporego rozmiarów jelenia. Jego mięso powinno być świeże do rana. Chwyciłam go za szyję i wlekłam do jaskini. Kiedy tam dotarłam zaczynało powoli świtać. Joena przywitała mnie przed wejściem i powiedziała, że idzie po zioła. Ja w tym czasie mam pilnować, żeby Raven nie ruszał się zbyt dużo, bo stracił sporo sił. Następnie weszłam do środka jaskini. Zobaczyłam, że basior jest już przytomny.
-Jak się czujesz?-Spytałam zaraz po tym jak podziękowałam mu za ochronę.
<Raven?>

Od Raven`a CD Luny

- Mówiłem, że to duch zrodzony z mgły. Nie da się tego dotknąć - mruknąłem gdy Deogen nas otoczył.W głowie nieprzyjemnie mi zahuczało. Skrzywiłem się próbując pozbierać myśli.
- To jak mamy z TYM walczyć? - spytała Luna
- Mam nadzieję, że lubisz ogień - odparłem tylko tworząc wokół nas ścianę ognia. Duch cofnął się z wściekłym sykiem. Atmosfera trochę się rozluźniła jednak twór nie zamierzał się poddawać. Czułem jak próbuj jakoś pokonać ogień jednak na nasze szczęście nie wychodziło mu to za dobrze. 
- To nam daje dodatkowe kilka minut aby obmyślić plan - stwierdziła wadera próbując coś wymyślić. 
- Mmhmmm... tylko szybko. Nie wiem jak długo Deogen zechce się pobawić akurat z nami - zaśmiałem się ponuro. Duch był stworzony z mgły więc swoimi atakami tylko zmniejszał swój rozmiar co dawało nam przewagę. Z kolei, że była noc to mgły było tutaj od cholery a to oznaczało, że jest na prawdę sporych rozmiarów. A gdyby tak spróbować porozmawiać z nim jako mgła? Co prawda nie wiem czy zdołam wtedy utrzymać wtedy ogień a w takim wypadku Luna była by odsłonięta na ataki... Szybko pokręciłem głową aby oczyścić myśli. Zamknąłem oczy skupiając się ponownie na utrzymywaniu ognia a pod powiekami zaczęły mi się pojawiać nie do końca przyjemne obrazy z mojego życia. Deogen co rusz atakował naszą tarczę z ognia a teraz dodatkowo zaczął i zaglądać do naszych no a przynajmniej mojej głowy. 
- Przestań! Przestań do diabła! - warknąłem już nie wytrzymując. Opuściłem na chwilę naszą osłonę i ponownie wzniosłem ją ale tylko wokół Luny stojącej kilka kroków za mną. Byłem sam na sam z duchem. 
- Raven! Wracaj! Nie wiemy jak to pokonać! - usłyszałem krzyk wadery jednak zignorowałem go. Zaśmiałem się gorzko wpatrując w puste oczy we mgle. 
- Wynoś się stąd... Nie dostaniesz tutaj swojej upragnionej zemsty - szepnąłem pozwalając by twór mnie pochłonął. Wewnątrz znajdował się nieprzyjemny chłód. Nie widziałem nic prócz mgły, która otaczała mnie z każdej ze stron. Nie byłem już nawet pewien czy dalej jestem w lesie lub czy dalej stoję na ziemi. Znajdowałem się w stanie niejakiego zawieszenia i zacząłem się obawiać czy dobrze robię. Co jeśli osłona opadła i Luna jest zagrożona? 
- Skup się Rav... Masz tylko jedną szansę jeśli teraz tego nie zepsułeś - szepnąłem ponownie zamykając oczy. Wziąłem kilka głębszych oddechów i oczyściłem umysł. Teraz albo nigdy. Zebrałem w sobie tyle energii ile tylko potrafiłem po czym wypuściłem ją gwałtownie w postaci ognia. Cała mgła momentalnie wyparowała z zawodzeniem a sam Deogen rozproszył się aby zapewne pojawić w innym zakątku świata. Wyczerpany padłem na ziemię z trudem zachowując świadomość. Kątem oka zobaczyłem rozmazaną Lunę podbiegającą do mnie. Spróbowałem wstać jednak moje wysiłki poszły na marnę i znów wylądowałem na ziemi. Jęknąłem cicho próbując ponownie. 
- Uspokój się i leż a nie próbujesz wstać! - syknęła wadera kładąc łapę na moim boku. W pierwszym odruchu próbowałem ją ugryźć jednak szybko zrezygnowałem i posłuchałem jej rady. W końcu szarpanie się jak idiota nie przyniesie mi teraz nic dobrego...

<Luna?>

piątek, 31 sierpnia 2018

Od Joeny CD Luny

- No dobrze.-odpowiedziałam niepewne. Rzadko opowiadam o sobie, ale jeśli chcę nawiązać nowe znajomości muszę pokonać moją nieśmiałość.
- Więc słucham.- opowiedziała Luna z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam niepewnie.
- Więc tak. Nazywam się Joena. W poprzedniej watasze mówili na mnie Poe. Mam 3 lata. Potrafię uleczać rany, dlatego chciałabym zostać medykiem. Jestem bardzo nieśmiała. Przeszkadza mi to w poznawaniu innych wilków. Z czasem otwieram się i staje się odważniejsza. Zależy mi na innych. Z dzieciństwa pamiętam to, że każdy szczeniak dokuczał mi jak byłam mała. Wszystko dlatego, że byłam najsłabsza. Jedyną osobą, która mnie wspierała była moja matka. Ojciec nie interesował się mną. Twierdził, że skoro jestem słaba to nie przeżyję. Bolały mnie jego słowa. Gdy moja matka zmarła nic już mnie nie trzymało w watasze. Odeszłam szukając lepszego domu. Błąkając się spotkałam ciebie. Spadłaś mi z nieba. Dzięki tobie znów czuję się dobrze. – skończyłam z nieśmiałym uśmiechem. Luna uśmiechnęła się. 
- Mówisz, że chciałabyś zostać medykiem.
- Tak. Chce pomagać innym, a dzięki mojej mocy leczenia będę w stanie uleczyć ich rany. Nie lubię, gdy inni cierpią. Sama doznałam różnych cierpień i nikomu ich nie życzę. 
- Rozumiem. 
- Czasem boję się, że mogę kogoś denerwować swoją obecnością. Wtedy jest mi naprawdę źle. Dlatego tak boję się zawierać nowe znajomości. Boję się, że swoim zachowaniem mogę kogoś urazić dlatego trzymam się z tyłu.- oznajmiłam. Westchnęłam i spojrzałam przed siebie.- Daleko jeszcze do jaskiń?- spytałam chcąc podtrzymać rozmowę.
<Luna?>

Od Luny CD Raven`a

Przygryzłam lekko dolną wargę. Naprawdę. Trochę zdziwiła mnie postawa Raven`a, ale nie mogę powiedzieć, że była zła. Była dobra, nawet bardzo. Lubię bezpośredniość i prawdę.
-Da się z tym jakoś porozumieć albo dotknąć?-Spytałam.
-Jest chyba na to sposób, przynajmniej do tego drugiego jestem pewien. Masz jakiś pomysł?
-Tak! -Odpowiedziałam.-Kurcze, aż stąd czuć złowrogą aurę, a został jeszcze kawałek drogi.
-Jaki masz pomysł!?-Spytał.
Dało się wyczuć, że był zdenerwowany. Nie dziwię się mu, ponieważ też wiem, że watasze zagraża dość spore niebezpieczeństwo. Całe szczęście, że pozostała część śpi. Lekko przyśpieszyłam, gdyby nie fakt, że uniesienie basiora i utrzymanie równowagi jest trudne, poleciałabym. W sumie to można kiedyś to wypróbować, ale aktualnie jest to raczej niewykonalne.
-Słuchaj, jeśli dam radę go dotknąć to będę mogła go zniszczyć.-Powiedziałam.
W oku basiora pojawiła się jakaś pojedyncza iskierka nadziei. Obydwoje znacznie przyśpieszyliśmy. Miejsce w którym pojawił się ów stwór nie było już tak daleko. Co najwyżej 4 minuty z tym tempem i będziemy na miejscu. Spojrzałam na basiora, który odrobinę zwolnił.
-Coś się stało?
Wtedy przypomniało mi się, że pędzimy w zastraszającym tempie już ładnych kilkanaście minut. Ja też powoli odczuwałam zmęczenie, ale nagły przypływ adrenaliny trochę je niweluje. Nagle poczułam okropną obecność. Od samej aury zrobiło mi się niedobrze, była obrzydliwa.
-To to? Jak tego dotknąć!?-Spytałam.
<Raven?>

Od Raven`a CD Luny

- Luna no wstawaj! Mamy duży problem! - warknąłem już trochę wkurzony. Ile to można spać do licha?!
- Ssso? Jaki problem? - spytała wciąż zaspana
- Deogen wszedł na tereny od strony lasu - syknąłem cicho.
- Co? Co to jest? - zdziwiła się patrząc na mnie
- Potwór, który ma cię zabić. Jest to duch zrodzony z mgły. Cholernie groźny, więc rusz łaskawie swój zadek i bierzmy się za przeganianie tego - prychnąłem ruszając w stronę wyjścia. Wadera podniosła się z ziemi i ruszyła za mną. Wyszliśmy z jaskini w ciemną noc. Wziąłem głębszy oddech i trochę się odprężyłem. Jeśli razem z Luną sobie nie poradzimy to będzie trzeba obudzić też innych, a tego wolę uniknąć. Trzeba będzie przemyśleć plan działania i to porządny, a nie na odwal. 
- W sumie... Czym dokładnie jest ten degon? - spytała
- Deogen. I jak już mówiłem jest to zły duch zrodzony z mgły. Legenda głosi, że jest on tworem dzieci zamordowanych w pewnym lesie. Wędruje on po świecie szukając zemsty na mordercy. Jednak co zrobi z niewinnymi nikt nie wie... Nikt nie przeżył spotkania - odparłem rozglądając się 
- To jak my mamy przeżyć skoro innym się nie udało ?! - krzyknęła spanikowana
- Hmmm... Jak ty przeżyjesz to nie wiem. Ja zawsze sam mogę zmienić się w mgłę i oddalić się - mruknąłem. Ta odpowiedź chyba jej nie ucieszyła jednak Luna nic nie powiedziała i szła dalej za mną zastanawiając się co w sumie możemy zrobić, aby tego ducha jakoś przegonić. To było ciekawe... Jak przegonić coś zrodzonego z mgły? Teoretycznie mógłbym z tym porozmawiać jako mgła, ale... no właśnie zawsze jest jakieś ALE. Mgła nie ma własnego języka. Ba mgła w ogóle nie ma języka, więc nie ma jak z tym duchem pogadać. 
- Jakieś pomysły? - spytała wadera po dłuższej chwili ciszy.
- Nie. Pustka w głowie - odparłem. 

<Luna?>

Od Luny CD Joeny

Z Joeną całkiem miło się rozmawiało. Po jakimś czasie rozmowy w czasie powrotu spytała czy coś o sobie opowiem.
-Hm...Raczej nie mam nic do ukrycia, ale niezbyt umiem opisać samą siebie. Chciałabyś wiedzieć coś konkretnego?
-Um...sama nie wiem.-Odpowiedziała.
-W takim razie, może się przedstawię oficjalnie. Nazywam się Luna, ale członkowie watahy mogą mówić mi Neo, mam ponad 3 lata i jestem generałem oraz alfą Watahy Nowych Serc lub jak kto woli, Watahy New Hearts. Miło mi cię powitać w mej watasze.
Uśmiechnęłam się do wadery.
-Mi również miło.-Odpowiedziała.
Nagle zerwał się wiatr i w naszą stronę poleciało kilka liści i płatków kwiatów. Jeden z nich wylądował na moim nosie i kilka na sierści. Otrzepałam się z nich i zaśmiałam. Położyłam się na chwilę na ziemi i spojrzałam w gwiazdy.
-Jest pięknie.-Powiedziałam patrząc w niebo.-Prawda?
Wadera również podniosła wzrok i się ze mną zgodziła. Szkoda, że dobre chwile nie mogą trwać wiecznie. Zaczynało się już robić dość chłodno, więc wstałam i zrzuciłam z siebie kawałki roślin i ziemi, które przyczepiły mi się do futra.
-Musimy iść.-Powiedziałam dość niechętnie.
-Ah? Tak! Chodźmy.-Odparła wadera i ruszyła wolnym krokiem.
-Do jaskiń został nam jeszcze kawałek drogi, może w międzyczasie również opowiesz mi coś o sobie?-Spytałam patrząc na Joenę.
<Joena?>

Od Luny CD Raven`a

Spojrzałam na basiora i trochę się zirytowałam. Przejrzenie go nie było ani trudne, ani łatwe, ale sztuczny uśmiech jest najłatwiejszy do rozpoznania. Przynajmniej dla mnie.
-Jeśli nie chcesz, nie musisz się uśmiechać.-Powiedziałam.-Poczekam, aż naprawdę się uśmiechniesz.-Dodałam.
Raven był zszokowany tym i nie wiedział co odpowiedzieć.
-Ale patrol nocny to naprawdę ciekawe stanowisko. Życzę powodzenia w jego pełnieniu.
-Em...Dziękuję? Chyba.-Odpowiedział.
-Masz coś przeciwko temu, żebym cię oprowadziła po terenach?
Wilk nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył. Po chwili skinął tylko głową na znak, że nie ma nic przeciwko.
-Zatem chodźmy! -Powiedziałam z uśmiechem.
Poszłam przed siebie, a wilk szedł kawałek za mną. Był zamyślony, ale chyba zapamiętał większość terenów. Po kilkugodzinnym zwiedzaniu, Raven powiedział, że chce mieć trochę czasu i później się gdzieś spotkamy, żeby iść polować. Wydawał się całkiem ciekawym wilkiem. Uniosłam się trochę w powietrzu, żeby poobserwować watahę z góry. Jednak nic ciekawego nie rzuciło mi się w oczy. Widziałam członków stada na polowaniu albo po prostu coś robili, tylko nie bardzo wiem co. Poleciałam w stronę jaskini alf, żeby trochę odpocząć. Położyłam się obok niej i nie wiem nawet kiedy, usnęłam. Obudziło mnie szturchnięcie w bok i głos Raven`a, który coś mówił...
<Raven?>

Powitajmy omegę, Ilameante!


Autor: Valixy

Imię: llameante
Pseudonim: llamea
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Charakter: llamea... Jest dość kontrowersyjnym przypadkiem. Z jednej strony jest odważną i pełna życia waderą co nie boi się spojrzeć śmierci w oczy zaś z drugiej potrafi być nieufna, skryta i wręcz przerażona perspektywą rozmowy z kimś obcym. Tak nietypowy charakter rozwinął się u niej przez te dwa lata co błąkała się sama po świecie. Dla przyjaciół jest oddana i przyjacielska jednak miewa dni, w których lepiej się do niej nie zbliżać. W takie dni jest zazwyczaj chamska, wredna i opryskliwa. Do nieufnych zachowuje raczej dystans i nie okazuje zbyt dużego zaufania. 
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Zabójca
Rodzina: Matka Arane i brat Orion. Ojca woli nie pamiętać
Partner: Marzy jej się ten jedyny
Potomstwo: - 
Moce: 
~potarfi manipulować ogniem do woli
~Jeśli chce może absorbować (wchłaniać) ogień
~Moze używać ognia jako portali do teleportacji
Historia: Raczej nie ma co opowiadać jednak jeśli aż tak ci zależy to dobrze. Ta wilczyca o jakże zawiłym imieniu urodziła się w niewielkiej norze gdzieś na środku pola. Matka wychowywała ją i brata sama ponieważ ojciec porzucił ich gdy byli szczeniakami. W młodym wieku nawet w bardzo młodym ponieważ gdy miała zaledwie rok postanowiła odejść i szukać szczęścia na własną łapę. Przez dwa lata błąkała się po świecie ucząc sie swoich mocy oraz poznając świat. 
Właściciel: Amityvill - doggi
Lia x3 - howrse

Powitajmy omegę, Xever`a!

Autor: aviaku
Imię: Xever
Pseudonim:Większość mówi do niego Xev, jednak stara ksywka to Ever.
Płeć: Basior
Wiek: 3 lata
Charakter: Xever to bardzo miły wilk-zawsze próbuje kogoś pocieszyć i zwykle mu to wychodzi. Muszę przyznać ze jest w tym naprawdę dobry. Choć jeśli patrząc na jego historię powinien być agresywny, chamski i podły. Na Wasze i moje szczęście ten samiec nie został zmiażdżony przez los, był twardym jego przeciwnikiem. Jego charakter został nienaruszony. Jaki był, taki jest i będzie.  Od zawsze był swego rodzaju herosem, chciał dla każdego dobrze. Pomoże każdemu komu da się pomóc. Jest uparty, do celu idzie po trupach, ale zawsze Ci pomoże. Xev zawsze jest wesoły, kipi od niego radością i optymizmem. Jednakże czujny, odważny i niezastąpiony. Nie ma takiego drugiego na świecie. Może to i dziwić ale ten samiec nie szybko zapomina, dokładnie...strasznie z niego pamiętliwy gość. Ah, warto wspomnieć iż ten basior jest bardzo inteligenty, dlatego jest strategiem. Myśli bardzo szybko, zawsze ma plany działania i  wiele opcji na pogadanki. Oddany, ciekawski, bardzo energiczny...i romantyczny wobec wader. Dla niego będzie jedna, ta jedyna najważniejsza. Nie rzuci się na inną...jest oddany.
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Strateg
Rodzina: Niestety za wcześnie wybuchła wojna...
Partner: Ahhh, czeka tylko na jakąś piękną, miłą, kochaną samiczkę która skradnie mu serce.
Potomstwo:Sam nie wie... może... Lub na pewno?
Moce:
Zmiana w wilka z ognia.
Ogniste spojrzenie.
Wywoływanie pożarów.
Zmiana w smoka.
Historia:Dobrze, więc...Pewnego dnia urodził się, normalnie...jak każdy z Nas. Jednak w dziwnej watasze . Taki był jego los, zabrany od matki bardzo wcześniej nawet nie wiedział jak ma na imię. Nie znał rodzeństwa, ojca, nikogo z rodziny. Wilki zabiły jego rodziców i wzięli go jako trofeum.  Właśnie tam brał udział w nielegalnych walkach , czego po nim nie widać. Nikomu o tym nie mówił...był w tym dobry, swoją mądrością przewyższał innych i prawie wcale nie musiał walczyć by zabić. Te wielkie, głupie basiory czasami zabijały się same...z głupoty. Pewnej nocy udało mu się uciec, chodził po świecie i pomagał bezbronnym. Kilka wader miało na niego oko, ale zmył się i znalazł się na nieznanych mu terenach. Dokładnie tutaj, w WNH.
Właściciel: moonwolforyuki@gmail.com

Powitajmy omegę, Yuki!

Autor: Na obrazku- Kydee
Imię: Yuki
Pseudonim:Yu, Kiki, Joo(Czyt: Dzo)
Płeć: Wadera, samica, płeć piękna. Jak kto woli.
Wiek: 3 lata
Charakter: Yuki to dość nieśmiała wadera, kocha wszystko co się rusza.Tajemnicza, bardzo skryta w sobie samica. Ma kruche serduszko, więc lepiej go nie łamać. Ogółem jest zabawna, miła i bardzo ale to bardzo pomocna. Nigdy nie wdaje się w kłótnie, sądzi że to niezbyt dobry pomysł, siedzi cicho. Nieufna z niej samiczka, musisz zapracować na jej zaufanie. Miła, zabawna, pomocna, uczciwa, uczuciowa, nie lubi samotności , przyjacielska. No to chyba tyle co można o niej powiedzieć... Jest tak samo delikatna jak jej ogonek. 
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Medyczka
Rodzina:Nie chce ich znać, jednak imion nie wymaże.
Ojciec- Aaron
Matka- Lilia
Partner: Ahh..ale czy ktoś zechce tak nieśmiałą samicę? Choć bardzo chciałaby mieć tego jedynego, boi się miłości. Lecz szuka.
Potomstwo: Nie miała i nie ma. Jednak kocha młode. 
Moce:
Posiada umiejętność zmiany w każde zwierzę lub roślinę która istnieje lub istniała. Możliwość zmiany również innej osoby.
Zwierzęta bez tej mocy już ją kochają, nie tylko dlatego że je kocha. Ale za jej charakter i podejście do nich. Są jej oddane, posłuszne, wręcz ją kochają. Może przywołać i kontrolować florę jak i faunę. Nawet trujące rośliny i pnącza. 
Rozmawia w języku każdego stworzenia, nawet roślin i ludzi.
Teleportacja.
Historia: Yuki dorastała w rodzinnej watasze gdzie jej rodzice byli Alfami. Kiedy skończyła wiek dwóch lat mieli ją wydać za mąż. Jednak ona uciekła wiedząc że nie chce dla siebie takiego losu, w końcu serce nie sługa....
Nie błąkała się długo, bo napotkała pewnego samca który zaprowadził ją do Watahy New Hearts.
Właściciel: moonwolforyuki@gmail.com
Inne zdj : 1 2

Od Joeny CD Luny

Szelest krzaków wystraszył mnie. Spojrzałam w stronę hałasu. Nagle zza krzaków wyłonił się ogromny jeleń. Nie spotkałam w swoim życiu wielu jeleni, ale ten był z nich największy. Spojrzałam na Lunę. Była gotowa do ataku. Również przyjęłam odpowiednią pozycję. Gdy zwierzę ruszyło na nas, my uniknęłyśmy jego ataku. Luna rzuciła się na niego, a ja zaraz za nią. Walka trwała dość długo, ale zakończyła się tym, że jeleń padł martwy. Spojrzałam na Lunę. Wilczyca posłała w moim kierunku uśmiech, który nieśmiało odwzajemniłam. Podeszłam do wadery. Usiadłam obok niej. 
- Jesteś cała?- spytałam. Wilczyca przytaknęła skinieniem głowy.
- Tak, a ty?- spojrzałam na moją łapę. Podczas walki lekko się w nią zraniłam. Polizałam ranę, a ta zaczęła się goić. Niestety na jej miejscu pozostała blizna. 
- Miałam tylko lekkie zadrapanie.- uśmiechnęłam się. – Muszę przyznać, że dobrana z nas ekipa.- dodałam po chwili. Luna uśmiechnęła się. Spojrzałam w górę.
- Robi się już ciemno i zaraz nadejdzie nic. – oznajmiła wadera.
- Racja. Może powoli będziemy się zbierać?
- Dobrze. Odprowadzę cię do jaskiń tak jak mówiłam wcześniej.- przytaknęłam i wstałam z ziemi. Podeszłam do Luny i razem ruszyłyśmy w stronę jaskiń. Panowała między nami cisza. Starałam się wymyślić jakby ją przerwać i rozpocząć rozmowę. 
- Może opowiedz mi trochę o sobie?- spytałam nieśmiało.- Oczywiście jeśli chcesz.- dodałam po chwili. 
<Luna?>

Od Raven`a CD Luny

Dołączyć? Ale, że ja? Hmmm... Dawno już nie byłem w watasze a... Położyłem uszy po sobie zamyślając się. 
- Halo? Ziemia do basiora! - powiedziała wadera wyrywając mnie z odmętów mojego umysłu
- Em... Jasne. Mogę dołączyć, ale nie obiecuję, że na długo - odparłem lekko rozkojarzony. 
- Świetnie! W stadzie jest jeszcze jedna wilczyca, która z chęcią cię pozna i - zaczęła radośnie Luna
- Chyba się zagalopowałaś. Nie chcę na razie poznawać innych członków... Ani nikogo innego takiego - przerwałem jej oschłym tonem siadając. Prychnąłem cicho pod nosem i znów spojrzałem w niebo. Co jak co ale to się chyba nie zmieni... nie lubię poznawać obcych i raczej nie polubię. 
- Co? Ale dlaczego? Ona jest naprawdę miła - powiedziała marszcząc brwi. 
- Dla mnie to bez różnicy. Mogła by być nawet tęczowym jednorożcem zrobionym z liści - mruknąłem przymykając oczy. Czemu niektórzy nie rozumieją, że jestem jakimś cholernym wyjątkiem i nie czuję instynktu stadnego? Zawsze próbują na siłę poznawać z całą resztą. O tyle dobrze, że wataha nowa i nie ma za dużo tych innych jak na razie. 
- No... no dobra. To może no nie wiem. Jakie chciałbyś pełnić stanowisko? - spytała nie wiedząc co zrobić. 
- A jakie są dostępne? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Luna zaczęła wymieniać wolne stanowiska, a ja słuchałem jej uważnie. Gdy skończyła prześledziłem myślami jeszcze raz dostępne opcje i zadecydowałem.
- Patrol nocy wydaje się dobry. - uśmiechnąłem się lekko acz sztucznie. 

<Luna?>

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Luny CD Joeny

Słowa wilczycy lekko mnie zawstydziły, chyba nawet trochę się zarumieniłam. Chwała ci sierści, że tego po mnie nie widać.
-Też miałam sporo szczęścia spotykając ciebie i mogąc cię przyjąć do mojej watahy.-Uśmiechnęłam się.-Po całym tym zwiedzaniu trochę zgłodniałam, a ty?
-Też. Idziemy coś upolować?
-Pewnie.-Odpowiedziałam.
Wstałam, przypomniało mi się o tym, że gdzieś zostawiłam ciało tamtego jelenia, ale po tym czasie pewnie zostało już znalezione i zjedzone przez inne stworzenia, których jest tu pełno. Podeszłam do wadery.
-Wolisz na kolację uszate szaraki czy rogacze?-Spytałam.
Oczywiście chodziło mi o zające lub jelenie. W tej krainie wyglądały nieco inaczej i się inaczej zachowywały. No chyba, że normalny zając zieje ogniem w twoją stronę.
-Zjadłabym szaraka.-Odrzekła.
-Chodźmy więc je poszukać.
Poszłyśmy razem w stronę lasu, po drodze udało nam się zobaczyć kilka nietoperzy. Powoli nadchodziła noc.
-Jak skończymy polować to odprowadzę cię do jaskiń, dobrze?
Wadera przytaknęła. Po dosłownie chwili dała mi znać, że upatrzyła grupę szukanych przez nas stworzeń. Na znak ruszyłyśmy do ataku. Gonitwa za nimi zajęła nam parę ładnych minut, ale koniec końców każda z nas złapała po jednym stworzeniu.
-Smacznego.-Powiedziałam i zaczęłam jeść.
-Dziękuję i wzajemnie.-Odpowiedziała.
Jadłyśmy w milczeniu. Cisza nie była ani dobra, ani zła, ale szelest krzaków postanowił ją przerwać. Nie wiem czemu, ale natychmiast nastroszyłam sierść w odpowiedzi na ten dźwięk.
<Joena?>

Od Luny CD Raven`a

Szłam przez polanę szukając czegokolwiek co mogłoby okazać się niebezpieczne podczas polowań. Czasem znajduję tutaj nawet kawałki ostrego szkła lub metalu, co nie jest zbyt bezpieczne. W międzyczasie wyczułam czyjąś obecność. Nie wiem kto to, ale na wszelki wypadek wytworzyłam swoją iluzję, a sama schowałam się w wyżej trawie, żeby poobserwować sytuację. Obok mnie nagle przesunęła się pojedyncza smuga...dymu? Albo mgły? Może jakaś chmura zabłądziła? Nie wiem co to było, ale zapowiadało się dość ciekawie.
-Jesteś wrogiem czy przyjacielem?-Spytał wilk, który zmaterializował się z owego obłoku.
Jego ton był trochę ostry, ale nie znaczy to, że nie mógł być miły.
-To chyba moje pytanie, ale sądzę, że przyjacielem.-Powiedziałam wychodząc z kryjówki i równocześnie rozpraszając iluzję.
Basior lekko się zdziwił, ale w dosłownie chwilę się otrząsnął. Z jego mimiki nie mogłam wyczytać jakie ma zamiary, ale nie wydawał się groźny.
-Kim jesteś?-Spytał patrząc mi prosto w oczy.
-Najpierw samemu należy się przedstawić, ale niech będzie. Nazywam się Luna, należę do Watahy Nowych Serc, a ty przybyszu o czerwonych oczach?
-Jestem Raven. To jest tu jakaś wataha?
-Jest. Nazywa się Wataha Nowych Serc jak wcześniej wspomniałam. Chciałbyś dołączyć?
<Raven?>

Od Raven`a

Dzień jak co dzień. Czyli znów samotność... Wziąłem głęboki oddech i rozejrzałem się. Przede mną stała sterta dziwnie ustawionych kamieni. Przyjrzałem jej się uważnie nasłuchując i wypatrując niebezpieczeństwa. Zaczynało zmierzchać więc wypadało by poszukać jakiegoś schronienia na noc. Ostrożnie stawiając kroki ruszyłem przed siebie. Kusiło mnie aby zmienić się w mglę jednak nie za bardzo mogłem. W końcu dziwne by było gdyby pojedyncza smuga mgły przemieszczała się po polanie prawda? Nagle trawa zaszeleściła. Momentalnie odwróciłem się w tamtym kierunku jeżąc sierść. To był wróg czy przyjaciel? Wilk czy inne stworzenie? Nastawiłem uszu i zacząłem węszyć. Nie było wiatru co zdecydowanie nie polepszało mojej sytuacji ale też jej nie pogarszało. Mogłem sądzić, że dla intruza... Wróć to ja byłem raczej intruzem... Dla obcego mogłem być dalej niezauważony a to już dawało mi przewagę oraz element zaskoczenia. Zaryzykowałem i zmieniłem się w mgłę. Zacząłem sunąć w stronę odgłosu aż zobaczyłem wilczyce. Ostrożnie zaszedłem ją od tyłu i znów przybrałem postać wilka. 
- Jesteś wrogiem czy przyjacielem? - spytałem cicho gotów w razie czego do obrony.

<Jakaś wadera?>

Od Joeny CD Luny

Zaskoczona spojrzałam na Lunę. Na mój pyszczek wkradł się uśmiech. 
- Bardzo chciałabym dołączyć. Mam dość samotności.- wyznałam. To moja szansa. Nie mogę jej zmarnować. 
- Więc witaj w Watasze Nowych Serc.- odparła wadera z uśmiechem.
- Dziękuję ci. Dzięki tobie nie będę samotna. 
- Nie musisz mi dziękować.- uśmiechnęłam się do wadery. Rozejrzałam się i znów spojrzałam na Lunę. 
- Naprawdę tu ładnie. Twoja wataha musieć całkiem spore tereny. 
- Tak. Wiesz, może ciebie oprowadzić?
- Było by mi miło.- odparłam cicho. Razem z Luną ruszyliśmy by zwiedzić tereny naszej watahy. Lubiłam towarzystwo wilczycy. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czułam się samotna. Gdy zwiedzałyśmy watahę starałam się zapamiętać jak najwięcej. Najbardziej podobały mi się tęczowe wodospady. Wspaniałe miejsce. 
- Jest tu naprawdę pięknie.- oznajmiłam, gdy skończyłyśmy zwiedzać watahę. Przysiadłam na trawie. 
- Cieszę się, że ci się podoba.
- Wiesz jesteś bardzo miła. Nigdy nie spotkałam tak miłej i dobrej wadery. Dzięki tobie nie czuje samotności. Miałam prawdziwe szczęście spotykając ciebie.- powiedziałam nieśmiało i lekko się uśmiechnęłam.
<Luna?>

Od Luny CD Joeny

Od kiedy wybiegłam z jaskini minęło dopiero kilkadziesiąt sekund lub kilka minut, nie wiem ile dokładniej. Dopiero wtedy dotarłam w przybliżone miejsce i natychmiastowo ukryłam się w krzakach, żeby ocenić sytuację. Od razu zobaczyłam, że była to tylko jedna wadera. Nie wiem co tu robi, ale raczej nie ma złych zamiarów. Postanowiłam więc spróbować z nią porozmawiać.
-Kim jesteś?-Spytałam.
Wilczyca odpowiedziała cicho na moje pytanie i przeprosiła, że wtargnęła na mój teren. Wydawało mi się, że dzieli ją dosłownie chwila od rozpłakania się lub ucieczki w popłochu. Odetchnęłam tylko i wyszłam z ukrycia.
-Nic się nie stało. Nazywam się Luna i jestem z Watahy Nowych Serc.-Przedstawiłam się.
Wadera wyglądała na lekko zaskoczoną, a po chwili jakby ją wszelkie siły opuściły i znowu upadła na ziemię.
-Wszystko w porządku?-Spytałam podchodząc bliżej niej.
-J-ja...jeszcze raz przepraszam.-Dodała po czym z lekkim trudem wstała i spojrzała na mnie.
-Zgubiłaś się czy czegoś szukasz?
-Błąkałam się tylko...
-Szukasz watahy?-Spytałam prosto z mostu.-Jeśli tak, czy chciałabyś dołączyć do mojej?
Szczerze miałam nadzieję, że dołączy. W końcu wataha bez wilków to nie wataha, czyż nie? Spojrzałam na nią, czekając na jej odpowiedź.
<Joena?>

Powitajmy omegę, Raven`a!


Autor: WolfRoad
Imię: Raven

Pseudonim: Red eye
Płeć: Basior
Wiek: 4 lata
Charakter:Nie wygląda na szczególnie groźnego, prawda? Cóż, może to i racja... Z pewnością nie należy do agresywnych wilków. Jest spokojny i opanowany, aczkolwiek gdy ktoś nadużywa jego cierpliwości może się to bardzo źle skończyć. Często potrafi wykazać się rozsądkiem i ostrożnością.
Od zawsze był samotny, ale nie robi nic, by to zmienić. Nie lubi być w centrum uwagi i źle znosi komplementy (zawsze się wtedy zawstydza). Chociaż może się wydawać chłodny i małomówny, bynajmniej nie jest nietowarzyski. Nie sądzi, by jego zdanie było komukolwiek do szczęścia potrzebne, więc woli raczej słuchać niż mówić.
Niektórzy twierdzą, że ma ładny uśmiech. Uśmiecha się jednak rzadko, a prawie nigdy szczerze. Chociaż często jest poważny, lubi sobie czasem pożartować.
Trudno jest zdobyć jego zaufanie, jednak jeśli komuś uda się go "oswoić", z pewnością okaże się godnym towarzyszem. Zawsze można na niego liczyć, nigdy nie zawodzi. Jest gotów oddać życie w obronie swoich przyjaciół (których, swoją drogą, nie ma wielu).
Hierarchia: Omega
Stanowisko:Patrol nocy 
Rodzina: Ojciec i rodzeństwo nie żyją, a matki nie poznał.
Partner: Jakoś nie wierzy, że kogoś znajdzie ale kto wie?
Potomstwo: - 
Moce: 
~potarfi wniknąć w czyjś umysł czy pojawić się w jego śnie
~zna się na zaawansowanej magii związanej z ogniem
~potrafi zmieniać się w mgłę
Historia: Raczej nie lubi o sobie opowiadać, a szczególnie nie przepada za swoją przeszłością. Jest bardzo tajemniczy i wiele wydarzeń z jego młodości stoi pod znakiem zapytania.
Wiadomo, że zabił swojego ojca, który był alfą dawnej watahy. Nie można było jednak nazwać go ani dobrym przywódcą, ani dobrym rodzicem. Katował i rodzinę, i watahę. Nikt jednak nie miał odwagi mu się sprzeciwić.
Któregoś dnia, gdy Junsu zobaczył jak ojciec pobił młodszą siostrę do nieprzytomności, nie wytrzymał. Ruszył na ojca i rzucił nim o ścianę. Nie chciał go zabić, ale w przypływie wściekłości włożył w ten ruch za dużo siły. Starszy wilk uderzył głową o skałę, tym samym roztrzaskując czaszkę.
Po tym incydencie Red musiał uciekać z watahy.
Nie wiadomo nic o jednym roku jego życia. Nigdy nie chce o tym opowiadać, ale widać, że tamten okres pozostawił po sobie sporą ranę, którą Raven stara się ukrywać.
Właściciel: Amityvill - doggi
Lia x3 - doggigame

Od Joeny CD Luny

Błąkam się sama od dłuższego czasu. Ta samotność mnie dobija. Czuję się tak źle. Powinnam chwilę odpocząć. Usiadłam na trawie. Wzięłam wdech i wydech. Musiałam chwilę odpocząć. Wędruje już dość długo. Sama bez nikogo. Samotność nie jest miłym uczuciem, ale pogodziłam się z nią. Dotknęłam ziemi obok siebie. Wyrosła z niej biała róża. Moja ulubiona. Powąchałam ją. Wstałam i znów ruszyłam w drogę. Idąc nie zauważyłam gałęzi i potknęłam się o nią. Przewróciłam się robiąc hałas. 
- Ale ze mnie niezdara.- powiedziałam sama do siebie. Wstałam i wytrzepałam się. Rozejrzałam się. 
- Kim jesteś?- usłyszała pytanie. Ponownie się rozejrzałam, ale nikogo nie zauważyłam. 
- J-jestem Joena.- powiedziałam cicho. Zaczęłam się trochę bać. – Wybacz jeśli wtargnęłam na twój teren.- dodałam nieśmiało. Nagle zauważyłam czarno-białą waderę. 
<Luna?>

Od Luny

Założenie i prowadzenie watahy to poważny krok w moim życiu. Z góry wiadomo, że łatwo nie będzie. Samo zgarnięcie terytorium zajęło mi dość sporo czasu. Jednak najtrudniejsza część jest jeszcze przede mną. Nie ma watahy bez wilków. Na razie jestem sama, ale znając życie z czasem pewnie ktoś dołączy. To moje marzenie.
***
Obserwowałam polanę na, której pasł się jeden z rogaczy z dala od stada. To był jego błąd i przypłaci za niego życiem. Powoli, bez wydania prawie żadnego dźwięku, podeszłam bliżej niego. Wydawało się, że już czuł zbliżające się niebezpieczeństwo. To był znak dla mnie. Ruszyłam za nim tak szybko jak mogłam. Po kilku minutach gonitwy udało mi się dogonić jelenia i rzucić się na niego. Walka z nim trwała dobre kilkanaście minut. Jego życie zakończyło się przegryzieniem mu krtani i wytryskiem jego krwi wokół. Nie był tak duży jak mi się wydawał. W obawie o to, że woń krwi mogłaby zwabić tutaj głodne zwierzęta, chwyciłam martwe ciało zwierzęcia za szyję i zaciągnęłam do jaskini. Zjadłam część mięsa resztę zostawiając na później. Niepokoił mnie hałas dobiegający z okolic moich terenów. Pobiegłam w jego stronę i ujrzałam...
<Ktoś?>

Powitajmy omegę, Alberta!

Znaleziony obraz
Autor: podpis na obrazku
Imię: Albert Trzeci Mały Pseudonim: Szakazu Płeć: Basior Wiek: 1 miesiąc Charakter: Ciekawski, trochę rozrabia. Kocha zabawę. Zawsze się uśmiecha i rozwesela wszystkich wokół. Hierarchia: Omega Stanowisko: brak Rodzina: Została brutalnie zamordowana podczas misji.
Moce: telekineza, druga nieodkryta Historia: Urodził się niedawno, jego rodzice marli podczas misji. Byli zabójcami, a misja się nie powiodła. Właściciel: Alwin

Powitajmy omegę, Joena!


AutorBase by Orvaentadopts on deviantART
Imię: Joena
Pseudonim: Poe 
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Charakter: Joena jest miłą i pomocną waderą. Jest bardzo nieśmiała, więc często ma problemy z poznawaniem nowych wilków. Jest wesołą i pełną życia wilczycą. Jeśli przebije mur nieśmiałości potrafi się rozgadać. Joena bardzo przejmuje się innymi. Nie lubi gdy ktoś jest smutny. Stara się go wtedy pocieszyć. Wadera boi się, że swoim zachowaniem może denerwować innych. Boi się, że może zostać całkiem sama. 
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Medyk
Rodzina: Ojciec- Defro, Matka- Amira, 
Partner: szuka
Potomstwo: brak
Moce: 
Leczenie ran – gdy poliże ranę ta uleczy się, ale zostaje blizna. 
Rośnięcie roślin – gdy dotknie łapą ziemi wyrośnie z niej roślina.
Uspokajający śpiew – gdy śpiewa uspokaja inne wilki ( rzadko używa tej mocy, ponieważ jest bardzo nieśmiała i wstydzi się śpiewać przy innych)
Historia: Joena pamięta swoje dzieciństwo. Każdy szczeniak dokuczał jej ze względu na to, że była najsłabsza. Jej matka starała się ją jakoś pocieszyć, a ojciec twierdził, że to nie ma sensu. Skoro jest słaba nie przeżyje. Joena postanowiła udowodnić ojcu, że się myli. Jednak nic się nie zmieniło. Miesiące mijały, a szczeniaki dalej jej dokuczały. W końcu alfa zadecydował, że mają trzymać się od niej z daleka. Joena była sama. Niei miała przyjaciół. Z każdym rokiem czuła się gorzej. Miała wrażenie, że jest zbędna w tej watasze. Gdy jej matka zmarła, odeszła. Szukała nowej watahy. Takiej, która dałaby jej drugi dom.
Właściciel: doggi-game.pl - Asiulka.

środa, 29 sierpnia 2018

Powitajcie waderę alfa, Lunę!

Znalezione obrazy dla zapytania magiczne wilki wadery
Autor: podany na obrazku
Imię: Luna
Pseudonim: Neo
Płeć: Wadera
Wiek: 3,5 roku
Charakter: Jest raczej dziwną wilczycą. Często ma problemy z decyzją, jest uparta kiedy coś postanowi, ale nie znaczy to, że nie bierze zdań innych pod uwagę. Kocha, opiekuje się i troszczy o całą watahę. Jest dość inteligentna i sprytna, pełna tajemnic. Jej zamiary nie zawsze są znane. Lubi obserwować innych. Jest w miarę miła, ale wkurzanie jej nie jest dobrym pomysłem. Zawsze ma pełno nowych i ciekawych pomysłów. Postanowiła już dawno temu, że obroni wszystkich nawet za cenę swojego życia. Za swoją watahą wskoczy nawet w nigdy niegasnący ogień piekielny. Jest wierna i oddana swoim obowiązkom. Nigdy nie porzuca raz obranej przez siebie ścieżki. Uwielbia też żartować, ma dość ciekawe poczucie humoru. Nie wiadomo czy jest bardziej optymistą czy pesymistką. Ma jednak swoje wady, pokłada za dużo emocji we wszystko co robi, ale kiedy trzeba jej serce i charakter zmieniają się nie do poznania. Jest zimna jak lód, sadystka nieznająca litości wobec wrogów. Ma czasem zmienne nastroje, nie łatwo ją wkurzyć, ale jest to możliwe. Co jeszcze? Jeśli ktoś chce ją bardziej poznać to niech dołączy i sam się przekona jaka ona naprawdę jest. 
Hierarchia: Samica alfa
Stanowisko: Generał
Rodzina: Brat bliźniak- Sol, rodziców nie pamięta
Partner: Lód w sercu nie tak łatwo roztopić...
Potomstwo: Brak
Moce:
-Latanie: tworzy niewidzialne skrzydła umożliwiające latanie
-Niszczenie: Niezbyt często używana moc, niszczy wszystko czego dotknie
- Iluzja: tworzy iluzje
-Wielojęzykowiec: może rozmawiać dosłownie ze wszystkim niezależnie od języka czy faktu czy coś mówi, taka a'la dziwna telepatia z tłumaczem
-Rozkaz alfy: zmusza innych do posłuszeństwa, praktycznie nie jest używany (moc nabyta przez alfy)
Historia: Nie pamięta dokładnie całej swojej historii. Wie tylko, że wraz ze swoim bratem bliźniakiem uciekła z poprzedniej watahy, która chciała ich zabić. Podczas ucieczki razem wpadli do kanionu. Luna obudziła się w nieznanym miejscu, a jej wygląd uległ zmianie. Część jej białej sierści zmieniła się na czarny kolor, miała też dwie blizny na pysku. Nigdzie też nie było jej brata- Sol. Postanowiła wyruszyć na jego poszukiwanie, ale po roku nic nie znalazła. W trakcie tego czasu odkryła, że posiada magiczne moce. Jej wniosek był taki, że trafiła do zupełnie innego świata. Wyczerpana i lekko zirytowana całą sytuacją wpadła na pomysł stworzenia Watahy Nowych Serc. Watahy, która przyjmie każdego bez względu na wszystko. Jak potoczą się losy Watahy w której każdy zacznie życie i kontakty na nowy? I gdzie podział się jej brat? Te pytania dręczą ją aż do teraz. Nowa historia zacznie się właśnie teraz.
Właściciel: piorrek (na hw i dg)

Wataha Nowych Serc

Era watah umarła dawno temu...a raczej po prostu wymarła lub ucichła. Jednak zasługuje ona w pełni na drugą szansę i nowe życie. Oficjalnie witam na blogu "Wataha Nowych Serc", 
gdzie serce ery watah znowu zaczyna powoli bić. Zapraszam ^^