niedziela, 30 września 2018

Od Luny CD Joeny

To moja wina. Nie powinnam pozwolić jej chociażby się zbliżyć do tego stwora. Spojrzałam na ranną Joenę, która leżała ze złamaną łapą.
-Jeśli ktoś tu ma przepraszać to tylko ja. Wybacz mi.-Powiedziałam do niej i przy okazji trąciłam ją nosem.
Przez chwilę pomyślałam o tym, że może tamta woda by pomogła, ale jeśli zadziała odwrotnie to stanie się śmiertelną trucizną, a na to nie mogę pozwolić. W głowie pojawiło mi się jeszcze kilka opcji, ale ani jedna nie była bezpieczna.
-Dobrze. powiedź mi co ci przynieść. Jakie zioła? -Spytał.
Spojrzałam na nią z nadzieją w oczach. Wymieniła mi kilka, ale zanim zdążyła powiedzieć, że mam po nie nie iść, to wyleciałam z jaskini, ale przedtem upewniając się, że nic się nie dostanie do jaskini. Zalezienie wszystkiego zajęło mi około dwóch godzin. Trochę długo, ale to i tak chociaż coś. Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, zobaczyłam że Joena odpoczywa. Chyba lepszym pomysłem byłoby zabranie jej do jaskini alfy. Tam woda jest najczystsza, ale bogata w składniki mineralne, a gdzieniegdzie umiejscowione kamienie odnawiające moc, też by pewnie pomogły. Dopóki śpi to chyba mogę ją przenieść, ale najpierw pobiegłam zanieść zioła. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Po następnej godzinie, wadera leżała już niedaleko źródła. Obudziła się po tym, kiedy już rozpaliłam ognisko (chociaż sporo mi to zajęło). Było chłodno.
-Masz, tutaj są te zioła. Jak się czujesz?-Spytałam.
Usiadłam naprzeciwko niej i spojrzałam na jej ranną łapę.
<Joena?> Sry, że tak długo czekałaś na odpowiedź :c

sobota, 15 września 2018

Od Joeny

Śpiew ptaków, taniec liści i podmuchy chłodnego, porannego wietrzyku. Czego chcieć więcej na porannym spacerze? Spacerowałam po terenach naszej watahy. Delikatny zapach lasu docierał do mojego nosa. Lubiłam takie spacery. Raźniej byłoby jakby ktoś mi towarzyszył, ale nie poznałam nikogo innego niż Luna. Spotkałam jeszcze basiora Raven'a, lecz nie dane mi było z nim porozmawiać jedyne co dla niego zrobiłam to pomogłam mu wrócić do pełni sił. Chciałabym to zmienić, ale z moją nieśmiałością jest to bardzo trudne. Przyzwyczaiłam się do samotności. Czasem zastanawiam się dlaczego jestem taka. Może gdybym była silniejsza za młodu teraz nie miałabym takich problemów. Szczeniaki z mojej dawnej watahy nie dokuczały by mi. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak nie przeszkadza mi to jaka jestem. Może czasem to, że chcąc coś powiedzieć strasznie się jąkam. Na szczęście da się z tym żyć.  Przez jakiś czas towarzyszyło mi dziwne uczucie bycia szpiegowaną. Może mi się wydaje? Nie byłam do końca pewna. Miło byłoby spotkać innego wilka zacząć rozmowę i zaprzyjaźnić się. No cóż. Poczułam pragnienie. Udałam się do Tęczowych Wodospadów. Miejsce to jest wspaniałe. Zachwyca mnie swoim urokiem. Napiłam się i spojrzałam w bok. Zauważyłam jakiegoś wilka. Był za daleko bym dokładniej widziała kto to. Ruszyłam niepewnie w jego stronę. W połowie druku zatrzymałam się. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Uspokoiłam się i zebrałam resztki odwagi. Już pewniejszym krokiem ruszyłam w stronę wilka.
- W-witaj. Jestem Joena.- zająkałam się. Chciałam być odważną, ale jak zawsze moją nieśmiałość musiała wsiąść górę. Spojrzałam na wilka czekając na odpowiedź.
<Ktoś?>

Od Joeny CD Luny

Gdy Luna krzyknęła zaskoczona natychmiast wykonałam jej polecenie. Nad moją głową przeleciał jakiś przedmiot. Moje serce przyspieszyło. Czułam jak wali w moje piersi. Luna podbiegła do mnie i spytała czy jestem cała. Spojrzałam wystraszona na wilczycę.
- T-tak.- zająkałam się. - C-co to było?- dodałam po chwili
- Nie jestem pewna, ale nie wygląda to za dobrze. – odparła wadera. Wstałam i rozejrzałam się. Nagle zza krzaków wyłonił się ogromny niedźwiedź. Wystraszona spojrzałam w stronę Luny. Wadera była gotowa do ataku. Podziwiam ją za jej odwagę. Niepewnie przyjęłam obronną pozycję. Niedźwiedź ryknął przerażająco. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Po chwili ruszyłyśmy do ataku. Należało powstrzymać bestię zanim dojdzie w głąb naszych terenów. Niedźwiedź był trudnym przeciwnikiem, ale ostatecznie został pokonany. Gdy padł martwy na ziemię spojrzałam na Lunę. To ona zadała ostateczny cios. Ten widok był wspaniały. Podczas walki Luna starała się za wszelką cenę nie dopuścić niedźwiedzia dalej. Była gotowa oddać życie za bezpieczeństwo watahy. Zaintonowała mi. Ja obecnie leżałam na ziemi gdyż niedźwiedź zrzucił mnie że swojego grzbietu, a ja upadłam na twardą powierzchnię. Postarałam się wstać, lecz gdy poczułam ogromny ból w łapie z powrotem upadłam. Luna podbiegła do mnie.
- Jesteś cała?
- Chyba złamałam łapę.- powiedziałam smutno. W takim chwilach żałowałam, że potrafię leczyć tylko rany. Nie raz byłam świadkiem jak ktoś ma wypadek i złamie sobie kość, a ja nie mogę mu pomóc. Luna podeszła do mnie i pomogła mi wstać. Czułam ogromny ból w łapie, ale starałam się opanować. Luna pomogła mi dojść do mojej jaskini. Gdy weszłam do środka położyłam się delikatnie. Bałam się, że leczenie mojej łapy zajmie dużą ilość czasu.
- Wybacz mi.- powiedziałam smutno i spojrzałam na Lunę.- Nie jestem taka dobra w ataku jak ty.- dodałam po chwili.

Luna?

poniedziałek, 10 września 2018

Od Luny CD Raven`a

Czułam się winna za jego ranę i zły stan zdrowia, gdybym tylko mogła zniszczyć to zagrożenie wcześniej nic złego by się nie stało. Jakby nie patrzeć, nawaliłam jak na alfę i chyba nie zasługuję na to miano. Powinnam chronić watahę, a nie być jej ciężarem. Muszę w końcu wziąć się w garść. Spojrzałam na basiora, który leżał zamyślony i chyba niezbyt zadowolony z całej sytuacji.
-Chyba znam coś, co przyniesie ci lekkie ukojenie. Zaraz wrócę.-Powiedziałam.
Wilk nawet nie zdążył zareagować, a ja już wybiegłam z jaskini po drodze mijając się z Joeną niosącą jakieś zioła. Wzbiłam się w powietrze i poleciałam prosto w kierunku góry lodowej. Podobno gdzieś tam rosną lodowe kwiaty mogące przynieść ukojenie i ochłodzić kogoś stojącego nawet w płomieniach. Dotarcie tam nawet lecąc zajęło mi trochę czasu, a kwiat znalazłam nawet dość szybko. Niestety nie tak łatwo było go zebrać i trwało to strasznie dużo czasu, którego i tak nie mam za dużo. Kiedy w końcu mi się udało chwyciłam to tak delikatnie jak tylko umiałam, ale tak żeby mi nie upadło. Z szaloną wręcz prędkością doleciałam na miejsce i dosłownie wleciałam do jaskini zatrzymując się tuż przed zaskoczonym Raven`em. Po drodze zastanawiałam się czy nie zamoczyć kwiatów w wodospadzie, ale gdyby woda zmieniła się w truciznę to byłby game over. Nie warto ryzykować.
-Co to jest?-Spytał przyglądając się kwiatom.
Zanim jednak odpowiedziałam, włożyłam mu je niemal do gardła czekając aż to połknie. Był zaskoczony i już chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-To lodowo-ogniste przebiśniegi. Łagodzą ból po starciu w płomieniami, a także kontakcie z nimi.
Z niewiadomych przyczyn poczułam się zawstydzona, ale skoro może mu to pomóc to nie mam czego żałować.
<Raven?>

Od Luny CD Joeny

Złota woda raz działa lepiej, raz gorzej, a czasem wcale nie działa. Tym razem usunęła zmęczenie, które zebrało się u mnie w przeciągu ostatniego czasu. Po chwili postanowiłam podejść do wadery, która z wyraźnym zaskoczeniem i niedowierzaniem wpatrywała się w swoją łapę oglądając ją z każdej możliwej strony. Spytała jakie efekty miała ta woda na mnie i odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że usunęła moje zmęczenie.
-Mogłabym zabrać trochę tej wody do jaskini?-Zapytała z ekscytacją w głosie.
-Niestety nie,
-Czemu?
Wadera była wyraźnie rozczarowana, ale nie mogła tego wziąć.
-Ponieważ ta woda wyniesiona na dłużej niż 20 sekund poza obszar wodospadu zmienia się w zwykłą wodę lub śmiertelną truciznę. Ani jedno z nich nie jest bezpieczne, więc wolno z tego jedynie pić.
Joena była zszokowana, ale przytaknęła, że rozumie czemu się na to nie zgadzam.
-Wrócimy do głównej jaskini?-Spytałam.-Chcę ci pokazać skórę, która może służyć za zabezpieczenie bandaży z liści.
-Pewnie.-Odpowiedziała i lekko zamachała ogonem.
Poszłam lekkim truchtem przed siebie. W międzyczasie rozmawiałam trochę z waderą, ale gdzieś w połowie drogi poczułam mordercze intencje.
-PADNIJ!-Krzyknęłam do Joeny.
Dosłownie sekundę później tuż nad jej głową przeleciał jakiś przedmiot z szaloną prędkością.
-Wszystko ok?-Spytałam.
<Joena?>

niedziela, 9 września 2018

Od llameante cd Xever'a

Obserwowałam basiora z ukrycia i czując jak wiatr się zmienia położyłam uszy po sobie. Wolałam zostać niezauważona a teraz klapa i to po całości! Bo co jeśli on jest wrogiem a nie przyjacielem? Albo gorzej! Jeśli to bergest okryty iluzją? Nieeeeeee to by było byt straszne. Poza tym nawet iluzja nie ochroniła by bargesta przed słońcem. Prawda?
Czekaj...
To gobliny czy trolle były wrażliwe na słońce?
Ajjjj znów to samo.
Jak można mylić te dwa zupełnie różne stworzenia?
Przecież dla jednego słonce jest mordercze a dla drugiego po prostu nie przyjemne.
Warknęłam zła sama na siebie a z pod łab wydobyły się smużki dymu. Gwałtownie zerwałam się z ukrycia z sykiem.
- Ajajaj! Nie pal się durna trawo! - krzyknęłam patrząc się na nią.
- Ale ty wiesz, że trawa ci nie odpowie tak? - usłyszałam za sobą rozbawiony głos. Odwróciłam się i spojrzałam na basiora, którego jeszcze kilka chwil temu to ja obserwowałam.
- Um....eeee... Pewnie, że wiem. Znaczy... Może jest tam jakiś niewidzialny gadający robak? Albo coś? - spytałam niepewnie nie do końca wiedząc jak powinnam się zachować. 
- Kto wie. Może i masz rację - odparł basior patrząc się na mnie. Usztywniłam nieco... powiedzmy, że nieco łapy opuszczając łeb... czyli stając w pozycji obronnej.

Xever?

Od Raven`a CD Luny

- A jak mam się czuć? - spytałem cicho i dodałem. - Trochę obolały, ale przeżyję. 
- Na pewno? - upewniła się Luna. W odpowiedzi skinąłem głową i zamknąłem oczy biorąc głębszy wdech. Każdy oddech wciąż był piekielnie gorący i czułem jakbym oddychał ogniem, a nie powietrzem, ale niestety nic na to nie poradzę. Jeszcze nie póki nie odzyskam pełni sił. Wadera usiadła koło mnie przyglądając mi się uważnie. 
- Na pewno. Tylko mam trochę utrudnione oddychanie - odparłem zgodnie z prawdą. 
- W jakim sensie? Bardzo to boli? Da się na to coś zaradzić? - spytała 
- Um... No jak oddycham to jakbym nadal był w ogniu. Nie boli aż tak bardzo, ale jest uciążliwe. Jak na razie nie da się. Potrzeba mi tylko czas na odzyskanie siły - powiedziałem nieco zaskoczony jej zainteresowaniem. Od kiedy alfa przejmuje się nic nie wartymi członkami? Może ona jest inna niż... ON? Jak na razie wszystko wskazywało na to, że naprawdę trafiłem w o wiele lepsze miejsce i to na dodatek jeszcze za życia. 
- Nad czym tak myślisz? - dobiegł mnie głos wadery. Zamrugałem gwałtownie i spojrzałem na nią. 
- Eeeeee... co? Aaaa... Nad tym i owym... Nic poważnego - mruknąłem. 

Luna?

Od Raven`a CD Yuki

Przyjrzałem się uważniej waderze oceniając zagrożenie. Było zerowe jeśi nawet nie ujemne. Większym zagrożeniem chyba byłaby wiewiórka.
- Yuki... Ciekawe imię. Na mnie mówią Raven - przedstawiłem się kiwając jej lekko pyskiem. Po raz kolejny obwąchałem ją upewniając się, że na pewno jest obca i nie zrobię z siebie idioty. 
- Cco ze mną zrobisz? - spytała niepewnie patrząc się na mnie przerażonymi oczami.
- Zaprowadzę cię do alfy. A ona zapewne przygarnie cię do stada - odparłem po chwili zastnowienia. Może nie znałem Luny zbyt dobrze jednak wiedziałem, że nie pogardzi ona dodatkowym wilkiem w watasze. Zwłaszcza, że była to wadera. Yuki skinęła pyskiem na znak zgody i ruszyliśmy przed siebie. Przy okazji rozglądała się podziwiając uroki naszych terenów.
- Ładnie tu prawda? - zagadałem sam nie będąc pewien czy powinienem. Ale cóż raz grozi śmierć prawda? Najwyżej mnie zignoruje. Nic poważnego. Chyba? Podniosłem wzrok i spojrzałem na Yuki, która chyba zastanawiała się nad odpowiedzią. 
- Prawda. To... bardzo urokliwe miejsce - uśmiechnęła się słabo. Może mi zaufa? Dobrze było by mieć jakąś przyjaciółkę w stadzie zwłaszcza, że jakoś nie idzie mi znajdywanie znajomych. Może to nie jest moim przeznaczeniem być duszą towarzystwa zwłaszcza po... NIE! Nie myśl o tym stary. Po prostu zapomnij...
- Zaniemówisz gdy zobaczysz wszystko - stwierdziłem przypominając sobie niektóre tereny watahy. Tak. Było tutaj co zwiedzać... I było pełno miejsc w których idzie się zakochać... 

Yuki?

poniedziałek, 3 września 2018

Od Joeny CD Luna

- Naprawdę dużo wiesz o tutejszych terenach. Jestem pod wrażeniem.- powiedziałam z uśmiechem.- Czyli woda ze złotego wodospadu ma pozytywne lub negatywne działania?
- Dokładnie.- powiedziała wilczyca. Rozejrzałam się wokół. Było tam naprawdę pięknie. Podeszłyśmy bliżej wodospadu. Spojrzałam w taflę złotej wody. Była naprawdę cudowna. Luna miała rację. Wodospad bez wątpienia potrafił hipnotyzować swoim pięknem. Przejrzałam się w tafli wody. Spojrzałam na Lunę. Wadera cały czas uśmiechała się ciepło. Dodawało mi to odwagi. W pewnym momencie zaczęła pić wodę. Wróciłam wzrokiem na taflę wody. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Schyliłam swój pysk i niepewnie zaczęłam pić złotą wodę. Gdy się napiłam odeszłam kawałek dalej. Położyłam się na miękkiej trawie. Nagle poczułam się jakoś dziwnie. Zauważyłam złoty blask. Spojrzałam na swoją łapę, na której widniała blizna, którą zrobiłam sobie po ataku jelenia. Blizna zaczęła znikać. Zaskoczona wpatrywałam się w swoją łapę. Gdy blask znikł wpatrywałam się w miejsce blizny jak głupia. Już jej tam nie było. Zero śladu po moim zadrapaniu. Po dłuższej chwili potrząsnęłam głową i wyrwałam się z transu. Zaskoczona spojrzałam na Lunę, która położyła się obok mnie.
- Co to było?- spytałam.
- To było pozytywne działanie wodospadu.
- A jakie działanie przydarzyło się tobie?- zapytałam zaskoczona. Wadera wyglądała na całą i zdrową, ale pozory często mylą. Cierpliwie czekałam na odpowiedź alfy.
<Luna?>

Od Luny CD Joeny

Dzięki temu, kto sprawił, że wilki mają gęste futro, bo w tej chwili najprawdopodobniej miałam na twarzy strasznego rumieńca.  Bezpośrednie słowa naprawdę czasem mogą zawstydzać.
-Miło mi to słyszeć i to nie są dziwne rzeczy tylko normalne.-Odpowiedziałam uśmiechając się do wadery, która to odwzajemniła.
-Przejdziemy się jeszcze nad Złoty Wodospad? -Spytałam.
-Z chęcią. Byłyśmy już tam?
-Tak, podczas oprowadzania.-Odpowiedziałam.-Ale tym razem chcę się napić trochę tamtej wody.
-Czemu akurat stamtąd?
-Ponieważ ma różne działanie. Czasem pozytywne, czasem negatywne. To już losowe.
-Co masz przez to na myśli?
-Powiedźmy, że mógłby być najgorszym przeciwnikiem, ale jest najlepszą kartą atutową.
Joena była trochę zdziwiona. Po drodze jeszcze dość sporo rozmawiałyśmy. Po upływie jakiejś godziny byłyśmy na miejscu. Wadera patrzyła jak zahipnotyzowana w płynącą wodę. "Za każdym razem działa na początku tak samo" pomyślałam. Pamiętam, że za pierwszym razem patrzyłam na to kilka ładnych godzin. Szturchnęłam lekko waderę w bok nosem, ale to nie zadziałało. Próbowałam ją ocucić jeszcze kilka razy, ale dopiero zasłonięcie jej oczu zadziałało.
-Wszystko w porządku? Ten wodospad właśnie tak działa za każdym razem. Chodzi o to, że może zahipnotyzować wszystkie stworzenia i je unieruchomić, ale to broń obusieczna. Za każdym razem wszystkich hipnotyzuje, nie tylko za tym pierwszym. -Odpowiedziałam spokojnie.-Na mnie zadziałał tylko raz, jest po kroplę wypełniony mocą magiczną, ale radzę tu zbyt często nie przychodzić bez czyjegoś towarzystwa.-Dodałam z uśmiechem.
Joena jeszcze przez chwilę była osłupiała, ale po chwili odpowiedziała.
<Joena?>

Od Luny CD Xever`a

Od dwóch dni miałam sporo roboty na głowie z przygotowaniami do pełni podczas, której cała wataha się zbiera przed jaskinią alf i wyje przez jakiś czas do księżyca wtórując alfie. Według legend, wtedy bogini księżyca zsyła swoje błogosławieństwo na tereny łowne, aby wilki i inne stworzenia nie głodowały. Dzisiaj, kiedy wreszcie skończyłam przygotowania, zjawił się przede mną Xever- basior, który niedawno dołączył do mojej watahy. Był cały brudny od krwi, więc trochę się wystraszyłam, ale na szczęście okazało się, że to tylko krew zwierzyny po polowaniu. Tak czy inaczej wyglądał jakby uciekł z jakiegoś horroru. Przyniósł mi spory kawałek zwierzęcia, które prawdopodobnie było łosiem. W podzięce za poświęcenie jego życia zjadłam tak dużo jak się dało. Chyba byłam naprawdę głodna. Podziękowałam basiorowi i zaproponowałam, żebyśmy udali się do jeziora krwi i łez albo jakiegokolwiek źródła wody, żeby wyczyścił swoje futro z czerwonawej i już nieco zeschniętej cieczy. Xever się zgodził, ale wolał iść na kamienną plażę i przy okazji złapać trochę ryb. Powoli poszliśmy w jej kierunku, po drodze trochę rozmawialiśmy. Kiedy doszliśmy na miejsce, basior od razu pobiegł i wskoczył do wody zanurzając się aż po czubek ogona. Wyszedł dopiero po chwili i wytrzepał sierść, która wyglądała jak po przejściu jakiegoś huraganu. Wyglądało to co najmniej zabawnie.
-Pomóc ci łapać ryby?-Spytałam.
<Xever?>

niedziela, 2 września 2018

Od Joeny CD Luny

- Właśnie chciałam się zapytać czy poszłabyś razem ze mną na polowanie. Wybacz, że cię budzę.- odparłam cicho. Wilczyca uśmiechnęła się i wstała. 
- Nic nie szkodzi. Możemy udać się razem na polowanie.- powiedziała i ruszyła przed siebie. Po chwili podbiegłam do niej i się z nią zrównałam. Szłam obok Luny. Zaczęłam się rozglądać. Słyszałam piękne piosenki ptaków, przyjemny szelest liści. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Czułam przyjemny zapach lasu. Po chwili Luna stanęła i spojrzała na mnie.
- Na co masz ochotę?- spytała. Po krótkim namyśle zdecydowałam się na zające.
- Mam ochotę na szaraki. A ty?
- Mogą być szaraki.- odparła Luna z ciepłym uśmiechem. Lubiłam jej towarzystwo. Przyłożyłam nos do ziemi i zaczęłam węszyć. Po dłuższej chwili Luna dała mi znak, że znalazła nasz posiłek. Zagrałyśmy się do stada i zaatakowałyśmy. Gdy każda z nas upolowała po jednym szaraku usiadłam na trawie i zaczęłyśmy zajadać się zdobyczą. Gdy skończyłyśmy położyłam się na trawie obok Luny. 
- Wybacz, że się ciebie tak jakoś uczepiłam. Chodzi o to, że nie mam odwagi zacząć rozmowy. Dlatego od zawsze czułam się sama. W dzieciństwie była jeszcze moja matka, ale po jej śmierci samotność towarzyszyła mi każdego dnia. Znikła kiedy poznałam ciebie, ale boje się, że czasem mogę denerwować cię swoim towarzystwem.- powiedziałam kładąc pyszczek na trawie. Wadera spojrzała na mnie. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Starałam się uspokoił serce, które mimowolnie przyspieszyło. 
- Wiem, że czasem gadam jakieś dziwne rzeczy. To dlatego, że jesteś moją pierwszą przyjaciółką.- dodałam po chwili. Uniosła mnie swój wzrok na Lunę. Czekałam na jej reakcję.
<Luna?>

sobota, 1 września 2018

Od Xever'a Do llameante

Chłodne powietrze wypełniało moje płuca, a żołądek - nic. Pora coś zjeść. ponieważ dnia wczorajszego miało się za dużo roboty na tak błahe rzeczy.  Mam ochotę na sarninę, ale czy uda mi się znaleźć właśnie to pożywienie? Ruszyłem w stronę jeziora, tak mi bynajmniej podpowiadał instynkt. No cóż, czasami dobrze jest być wilkiem, chociażby to.Wraz z kolejnymi krokami coraz mocniej czułem zapach sarny. Po kilku minutach byłem na miejscu. Instynkt mnie nie zwodził - przy jeziorze zauważyłem dość sporą grupkę jeleniowatych. Muszę uważać żeby ich nie spłoszyć i nie tylko... Nie chcę zaliczyć kopniaka od którejś z tych saren. Tego akurat nie chcę. Zacząłem skradać się do stada. Dość pokaźne. Po chwili cichego obserwowania przyszłego posiłku zauważyłem ją - ranną sarnę. Cóż rana była dość poważna, nie przetrwa długo więc czas ukrócić jej cierpienia. 
Prędzej czy później i tak zginie. Nic się nie stanie, jeśli okaże się ona moim posiłkiem.
Jednak jest jeszcze coś czego się boję - niepowodzenie.
Sarna oczywiście jakimś magicznym sposobem może zostać "obroniona" lub po prostu ucieknie.
W sumie mógłbym wtedy poprosić watahę o pomoc, ale niestety ja  nie proszę nikogo o przysługę. Skoczyłem na nią i zacząłem dusić. Dlaczego ja się w ogóle bałem o niepowodzenie? Wszystko poszło zgodnie z planem,a może nawet lepiej. Tak mi się tylko zdawało bo poszło zdecydowanie za łatwo. Gdy sarna była już martwa poczułem ostry zapach innego wilka, a raczej wadery. Kłopoty?

(llameante?)

Od Xever`a Do Luny

Dni w nowym domu mijały dość szybko, robota również nie była aktualnie za trudna. A co do pogody to było ciepło. Niestety to nie mój klimacik, dnie stawały się coraz dłuższe a noce krótsze. Więcej zwierzyny przybyło do lasów które zamieszkujemy. A co za tym idzie?! Więcej pysznego żarełka, śniadania do upolowania. Może czas spróbować? Westchnąłem głęboko i bez trudu wywęszyłem jakąś zwierzynę. Zdziwiłem się gdy zobaczyłem łosia żrącego swoją wielką gębą tę biedną, zieloną trawę która niedawno urosła. Szykował się łoś w sosie własnym zapchany trawą a dokładniej różową kończyną. To może być ciekawe doświadczenie. Podszedłem go od tyłu i wziąłem solidny rozbieg, wiedząc że muszę jednak trochę pokombinować by bez użycia mocy łatwo móc go złapać. Wbiłem swe ostre jak brzytwa pazury w jego kark, szybko skapnął się miotając mną na wszystkie strony i wrzeszcząc  wniebogłosy. Chciałem zakończyć to jak najszybciej, by zwierze nie cierpiało tyle. Wbiłem swoje kiełki w jego grubą szyję kilka razy. Zmęczony padł na ziemie tracąc sporo krwi. Dobicie go było dość łatwe, od razu wziąłem się do pałaszowania. Kiedy zjadłem już wystarczającą ilość zostało bardzo dużo mięsa. Moje futro nie wyglądało zbyt dobrze, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Oblizałem się po pysku po czym wziąłem w zęby większość łosia i zacząłem tachać. Pomyślałem że miło będzie dać go Lunie, ma tyle spraw na głowie więc może być głodna. Z lekka czerwony od krwi wziąłem zdobycz na plecy, a choć wcale nie było łatwo  to pewnie będzie warto. Śpiesząc się trochę udałem się do centrum watahy gdzie leżała cudna jaskinia Alfy. Luna akurat z niej wychodziła.
- Luna, zaczekaj! - krzyknąłem podbiegając do niej z uśmiechem.
- Boże jedyny, Xever co się stało?!- spojrzała na moje futro które było przesiąknięte szkarłatem krwi zwierzyny.
- Kompletnie nic, pomyślałem że masz dużo spraw na głowie i inne takie więc postanowiłem przytaszczyć Ci jakieś śniadanie. - powiedziałem na jednym wydechu, po prostu bałem się że coś sknocę...
Jednak chyba nie było czego się bać, to tylko skromny podarunek od skromnego wilka.

(Luna?)

Od Yuki Do Raven`a

Czasami już traciłam siły, sama nie wiedziałam gdzie teraz się znajduje. Chwilami nawet chciałam się wrócić, jednak nie wiedziałam skąd przyszłam i gdzie dokładnie bym trafiła. To wszystko było tak zagmatwane że zaczęłam biec, szczerze nie zważając na nic. Zamknęłam oczy bojąc się że trafię znów w jakieś nieznane mi dotąd miejsce, właściwie tych terenów  również nie znałam wcale. Po kilkugodzinnym biegu musiałam odpocząć, nabrać sił choć wcale nie byłam jeszcze tak zmęczona.  W oddali zieleniła się trawka otoczona kwiatami, jak i kończyna. Bez wahania podeszłam tam i zaczęłam się w niej tarzać. Moje futerko pachniało cudownie... Nieopodal słychać było jakiś dziwnie znajomy mi dźwięk, kilka razy już do słyszałam. Był to mały wodospad, uśmiechnęłam się radośnie widząc to, piękne miejsce...wręcz cudowne. Oczywiście wydałam z siebie również cichutki dźwięk radości, zawyłam krótko mówiąc lub pisząc. Napoiłam się i ogółem rozejrzałam po pięknych terenach. Miałam nadzieje że nic tutaj mi nie grozi. Wokół była polana i las, śpiewały dzwięcznie ptaki. Moją fascynacje terenami przerwał dziwny zapach, czułam że ktoś mnie obserwuje. Zaczęłam nasłuchiwać, wiedząc że jak będzie to większy drapieżnik nie ucieknę zbyt szybko, spróbuje nawiązać z nim kontakt dzięki mocy. Zapach jednak był mocny lecz i orzeźwiający. Czyli  mógł być to jedynie wilk...choć nieznajomy mi wilk. Nagle obok mnie zjawił się basior. Oczywiście że zlękłam się z lekka, robiąc jeden niepewny krok do tyłu. Nie wiedziałam jak zareaguje na moją obecność...Ta cisza, ptaki przestały śpiewać, wyciszyłam umysł. No i pomyślałam, może by wreszcie znów mieć kogoś do pogadania. Mieć może i rodzinę , mieszkać na tych pięknych terenach. Móc się do kogoś odezwać? Wspaniale, ale powolutku...nie wiem kim jest, czego chce i skąd pochodzi.
- Witam.-powiedział szybko, wcale nie był mi nieprzyjazny.
Choć wiadomo, moja poza mówiła sama za siebie. Byłam gotowa na wszystko... A mój głos załamywał się jak zawsze.
- Kim je-jesteś?-zapytałam cicho.
- Kimś. -powiedział.- A Ty?
- Ja mam na imię Yuki...-powiedziałam bardzo cicho.
- Słucham?- zapytał niepewny.
- Yuki.- powiedziałam jeszcze ciszej.

(Raven?)

Od Luny CD Joeny

Joena jest całkiem ciekawą i bardzo miłą wilczycą. Taki był mój wniosek. Po chwili spytała jak daleko jeszcze zostało do jaskini.
-Dosłownie kawałek, jakieś 200 metrów? Nawet stąd ją widać.-Powiedziałam.
-O, faktycznie.-Powiedziała.
-Chcesz się ścigać do jaskini?-Spytałam.
Wadera wydawała się lekko zdziwiona tym pytaniem, ale w jej oku pojawił się błysk.
-Możemy.-Uśmiechnęła się.
-W takim razie na 3. Raz...dwa...-Zaczęłam.
-TRZY!-Krzyknęłyśmy obydwie.
Wystrzeliłyśmy niemal jak z procy i po kilkunastu sekundach byłyśmy na miejscu. Czas mniej więcej taki sam.
-Chyba tym razem bez wyniku. Możemy zrobić taki wyścig się jeszcze kiedyś, ok?-Spytałam.
-P-pewnie.-Odpowiedziała.
-W takim razie dobranoc. Jakbyś miała jakieś pytania lub po prostu chciała porozmawiać to mnie zawołaj. -Powiedziałam.
-Dobrze. Dobranoc.
Poszłam w kierunku jaskini alf. Może to nieco dziwne, ale zamiast spędzać czas w środku niech to w lecie zdecydowanie wolę spać nad nią albo obok niej. Służy mi jedynie czasem do odpoczynku albo schronienia się przed zimnem w trakcie zimy. Jej głównym plusem jest to, że droga żeby się do niej dostać prowadzi jest pod wodą, ale nie znaczy to, że z powierzchni nie idzie się do niej dostać. To akurat nie jest takie trudne, ponieważ wejście jest ogromne, ale zakryte lianami i moją iluzjom skały. Położyłam się tuż przed wejściem i zasnęłam w miarę szybko. Rano obudziło mnie lekkie szturchnięcie mnie w bok. Było już rano i kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Joenę.
-Coś się stało? Czy chcesz iść na polowanie?-Spytałam.
<Joena?>

Od Luny CD Raven`a

Wróg, którego nie mogę pokonać jest straszny. W dodatku strasznie duży i utrudniający oddychanie. Już pomijając fakt, że próbował zaatakować mój umysł wcale nie był dobry, jednak tego typu ataki nie tak trudno, a nawet dość łatwo odeprzeć. Nie mogłam praktycznie nic zrobić. Raven jedynie osłonił mnie ścianą ognia i tym samym odgrodził od mgły. Nagle wyczułam, że wroga obecność zniknęła. W tym samym czasie ogień zgasnął i...zobaczyłam basiora leżącego na ziemi. Miał prawie pusty, zmęczony wzrok. Musiało go to kosztować wiele wysiłku, gdybym była nieco silniejsza...nie czas o tym myśleć. Czym prędzej podbiegłam do niego. Próbował wstać, ale to nie była mądra decyzja. Położyłam mu łapę na boku co skończyło się próbą ugryzienia w obronie.
 -Uspokój się i leż, a nie próbujesz wstawać!-Byłam roztrzęsiona, bałam się.
Basior mnie posłuchał i leżał spokojnie, po chwili zemdlał pewnie przez wyczerpanie. Wzięłam głęboki oddech. Podniosłam go i wybiłam się w powietrze. Latanie z kimś leżącym na plecach nie jest łatwe, wręcz przeciwnie. Było trudno utrzymać równowagę. Zaniosłam go do jaskini, gdzie od razu zajęła się nim medyczka, Joena. Kiedy skończyła opatrywanie mu ran i danie leków przyszła do mnie dowiedzieć co się stało. Była wstrząśnięta tą historią. Kiedy trochę się uspokoiłam, podziękowałam jej i powiedziałam, że przyjdę rano zobaczyć co z Raven`em. Poleciałam w miejsce walki. Było lekko zniszczone, ale nie na tyle, żeby zagrażało to ekosystemowi. Zdecydowałam, że wokół terenów będzie trzeba wznieść barierę ochronną odganiającą zło. Po wszystkim poszłam na polowanie i udało mi się jakiś czas później złapać sporego rozmiarów jelenia. Jego mięso powinno być świeże do rana. Chwyciłam go za szyję i wlekłam do jaskini. Kiedy tam dotarłam zaczynało powoli świtać. Joena przywitała mnie przed wejściem i powiedziała, że idzie po zioła. Ja w tym czasie mam pilnować, żeby Raven nie ruszał się zbyt dużo, bo stracił sporo sił. Następnie weszłam do środka jaskini. Zobaczyłam, że basior jest już przytomny.
-Jak się czujesz?-Spytałam zaraz po tym jak podziękowałam mu za ochronę.
<Raven?>

Od Raven`a CD Luny

- Mówiłem, że to duch zrodzony z mgły. Nie da się tego dotknąć - mruknąłem gdy Deogen nas otoczył.W głowie nieprzyjemnie mi zahuczało. Skrzywiłem się próbując pozbierać myśli.
- To jak mamy z TYM walczyć? - spytała Luna
- Mam nadzieję, że lubisz ogień - odparłem tylko tworząc wokół nas ścianę ognia. Duch cofnął się z wściekłym sykiem. Atmosfera trochę się rozluźniła jednak twór nie zamierzał się poddawać. Czułem jak próbuj jakoś pokonać ogień jednak na nasze szczęście nie wychodziło mu to za dobrze. 
- To nam daje dodatkowe kilka minut aby obmyślić plan - stwierdziła wadera próbując coś wymyślić. 
- Mmhmmm... tylko szybko. Nie wiem jak długo Deogen zechce się pobawić akurat z nami - zaśmiałem się ponuro. Duch był stworzony z mgły więc swoimi atakami tylko zmniejszał swój rozmiar co dawało nam przewagę. Z kolei, że była noc to mgły było tutaj od cholery a to oznaczało, że jest na prawdę sporych rozmiarów. A gdyby tak spróbować porozmawiać z nim jako mgła? Co prawda nie wiem czy zdołam wtedy utrzymać wtedy ogień a w takim wypadku Luna była by odsłonięta na ataki... Szybko pokręciłem głową aby oczyścić myśli. Zamknąłem oczy skupiając się ponownie na utrzymywaniu ognia a pod powiekami zaczęły mi się pojawiać nie do końca przyjemne obrazy z mojego życia. Deogen co rusz atakował naszą tarczę z ognia a teraz dodatkowo zaczął i zaglądać do naszych no a przynajmniej mojej głowy. 
- Przestań! Przestań do diabła! - warknąłem już nie wytrzymując. Opuściłem na chwilę naszą osłonę i ponownie wzniosłem ją ale tylko wokół Luny stojącej kilka kroków za mną. Byłem sam na sam z duchem. 
- Raven! Wracaj! Nie wiemy jak to pokonać! - usłyszałem krzyk wadery jednak zignorowałem go. Zaśmiałem się gorzko wpatrując w puste oczy we mgle. 
- Wynoś się stąd... Nie dostaniesz tutaj swojej upragnionej zemsty - szepnąłem pozwalając by twór mnie pochłonął. Wewnątrz znajdował się nieprzyjemny chłód. Nie widziałem nic prócz mgły, która otaczała mnie z każdej ze stron. Nie byłem już nawet pewien czy dalej jestem w lesie lub czy dalej stoję na ziemi. Znajdowałem się w stanie niejakiego zawieszenia i zacząłem się obawiać czy dobrze robię. Co jeśli osłona opadła i Luna jest zagrożona? 
- Skup się Rav... Masz tylko jedną szansę jeśli teraz tego nie zepsułeś - szepnąłem ponownie zamykając oczy. Wziąłem kilka głębszych oddechów i oczyściłem umysł. Teraz albo nigdy. Zebrałem w sobie tyle energii ile tylko potrafiłem po czym wypuściłem ją gwałtownie w postaci ognia. Cała mgła momentalnie wyparowała z zawodzeniem a sam Deogen rozproszył się aby zapewne pojawić w innym zakątku świata. Wyczerpany padłem na ziemię z trudem zachowując świadomość. Kątem oka zobaczyłem rozmazaną Lunę podbiegającą do mnie. Spróbowałem wstać jednak moje wysiłki poszły na marnę i znów wylądowałem na ziemi. Jęknąłem cicho próbując ponownie. 
- Uspokój się i leż a nie próbujesz wstać! - syknęła wadera kładąc łapę na moim boku. W pierwszym odruchu próbowałem ją ugryźć jednak szybko zrezygnowałem i posłuchałem jej rady. W końcu szarpanie się jak idiota nie przyniesie mi teraz nic dobrego...

<Luna?>