środa, 16 stycznia 2019

Słońce zaszło...

Witam tego, kto jeszcze tutaj przybył...
Niestety słońce zaszło (może kiedyś nastanie Nowy Świt?), blog został zamknięty przez brak czasu na jego prowadzenie. Może wróci? Nie wiem, ale jeśli ktoś chce się ze mną skontaktować to proszę wysyłać wiadomości na dg.
Przepraszam, Luna
[*]

piątek, 23 listopada 2018

Od Raven'a cd Luny

- Kruki doniosły mi o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Stado bargestów jest raptem trzy dni drogi od granic watahy a to niezwykle paskudne stworzenia - odpowiedziałem i spojrzałem w górę na kruki kołujące nad nami. Wadera posłała mi zdumione spojrzenie.
- To kruki mówią? - spytała
- I tak i nie. Owszem są osobniki co się tego nauczyły ale zazwyczaj żyją one bliżej ludzi. Dzikie kruki porozumiewają się tak jak żywiołaki. Czyli za pomocą obrazów, które ukazują się w umyśle - wyjaśniłem.
- Nie wiedziałam ,że takie coś potrafisz. Opowiesz mi więcej? - zainteresowała się.
- Ja... No może nie teraz. Ale innym razem to czemu nie - stwierdziłem ostrożnie. Luna poszła odłożyć zdobycz w miarę bezpieczne miejsce i zaczęła pomagać nam przygotować się na przyjście bargestów. Gdy wszystko było mniej więcej gotowe znów posłałem kruki na zwiady aby informowały o każdym zagrożeniu. Sam poszedłem w razie czego obejść tereny watahy i upewnić się, że wszystko jest w porządku.

***

Wróciłem z patrolu dość szybko. Wataha była na razie bezpieczna. Wciąż oczekiwałem na wieści od skrzydlatych przyjaciół mając nadzieję, że będą one dobre. Zamyślony szedłem w kierunku swojej jaskini gdy niespodziewanie wpadłem na Lunę.


Luna?

sobota, 17 listopada 2018

Od Luny CD Raven`a

Fakt, że kwiaty zadziałały uspokoił mnie i trochę uszczęśliwił. Raven na chwilę się zamyślił, nie wiem czy miało to coś wspólnego z tym, że zmusiłam go do połknięcia tych kwiatów, ale czasem trzeba.
-Jeśli pozwolisz, to pójdę sprawdzić granicę. Przyjdę później. - Powiedziałam.
-Do zobaczenia. - Odpowiedział i wrócił w głąb jaskini.
Wyszłam z ów groty i poleciałam dość szybko w stronę granicy. Muszę przelecieć i sprawdzić całe terytorium, ostatnio rzadko bywam na patrolu. Lecąc tak przed siebie w stronę północy zauważyłam, że powoli zaczyna pojawiać się śnieg. Zima nadchodzi w zastraszającym tempie, będę musiała poprosić, żeby zrobić trochę zapasów na tą porę roku. Bycie alfą nie jest proste, ale to rola jak każda inna. Innym też nie jest łatwo. Lecąc tak już przez dłuższy czas, nie zauważyłam niczego zbyt podejrzanego. Nie wiem czy się cieszyć, czy martwić. Po skończeniu wylądowałam na lekko zmarzniętej trawie. Przydałoby się coś upolować i zanieść do reszty. Na moim celowniku pojawił się rogacz, który chyba aż się prosił o to by go złapać i nie zmarnować ani kęsa. Długo nie musiał czekać, a leżał już z przegryzioną krtanią na ziemi wydając swoje ostatnie tchnienie. Złapałam go za kark i zaczęłam ciągnąć w stronę jaskiń. Po jakimś czasie, kiedy byłam już dość blisko, zauważyłam że panował chyba jakiś chaos. Lekko mnie to zmartwiło. Chwyciłam zwierzę mocniej i dzięki lataniu szybciej się tam dostałam.
-Co tu się stało? - Spytałam dość głośno, tak aby wszyscy w okolicy mnie słyszeli.
<Raven?>

piątek, 9 listopada 2018

Od Raven'a cd Luny

( przepraszam za wymarcie! XD)

Spojrzałem się na waderę nie będąc pewny czy jej kwiatki zadziałają. W końcu jednak zaryzykowałem i użyłem owego lekarstwa na ból. O dziwo po kilku chwilach palący ból ustał. Odetchnąłem z ulgą mogąc w końcu bez bólu zaczerpnąć powietrze.
- Dziękuję Alfo. - powiedziałem cicho.
- Mów mi Luna. Przyjaciele nie używają formalnych nazw prawda? - spytała z uśmiechem.
- Tak. Racja... - mruknąłem odwracając wzrok. Ona na prawdę uważała mnie za przyjaciela? Czy... Czy powinna zwać mnie przyjacielem? Ona przecież nie wie prawdy o mnie... Nie wie czego się dopuściłem... I się zapewne nie dowie. Nikt nie powinien wiedzieć bo i po co? Położyłem uszy po sobie i prychnąłem cicho.
 - Coś się stało? - spytała wadera wyrywając mnie tym z zamyślenia.
 - Nie. Skądże znowu... Po prostu się zamyśliłem - odparłem wymijająco.

Luna?

poniedziałek, 1 października 2018

Od Joeny CD. Luny

- Lepiej, ale łapą dalej boli. Wybacz, że przysparzam ci kłopotów.- powiedziałam z ciepłym uśmiechem. Luna odwzajemniła uśmiech i przybliżyła potrzebne zioła. Spojrzałam na zioła. Poprosiłam Lunę o pomoc. Po długim czasie okład był gotowy. Luna pomogła mi obłożyć nim łapę. Starałam się ukryć odczuwany ból, by nie martwić Luny. Rozejrzałam się. Zorientowałam się, że nie jestem u siebie. - Gdzie jesteśmy? - W jaskini alf.- odparła wadera. Spojrzałam na nią zaskoczona. - Jak się tu znalazłam? - Przeniosłam cię, gdy spałaś. - Dziękuję ci, jesteś wspaniała. Naprawdę nie musiałaś.- powiedziałam czule. Byłam Linie bardzo wdzięczna. Dzięki jej pomocy czuję się o wiele lepiej. Leżałam i zbierałam siły. Luna towarzyszyła mi. Prowadziłyśmy wiele rozmów. Gdy stałam się senna, nie zauważyłam, gdy moje powieki zamknęły się, a ja odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Obudziło mnie szturchnięcie w bok. Otworzyłam oczy i ujrzałam Lunę. - Dzień dobry.- powiedziałam sennie z uśmiechem. - Dzień dobry. Wybacz, że cię budzę, ale pomyślałam, że możesz być głodna. Proszę to dla ciebie.- Luna położyła przede mną martwego zająca. - Dziękuję.- odparłam zawstydzona. Było mi miło, że Luna się mną opiekuję, lecz nie chciałam sprawiać jej kłopotów. Zrost kości może potrwać dość długo. Przystąpiłam do spożywania posiłku. Gdy się najadłam, spojrzała na swoją łapę. Dotknęłam zdrową łapą ziemi. Chwilę później wyrosła z niej roślina, którą zerwałam i obwiązałam opatrunek, by lepiej się trzymał. - Najadłaś się?- spytała troskliwie Luna. - Tak. Dziękuję ci.- powiedziałam ciepło. Luna odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. - Idę sprawdzić, czy nikt nie potrzebuje mojej pomocy.- powiedziała, stając przed wyjściem. - Dobrze. Ja zostanę i odpocznę.- odparłam. Luna znikła mi z pola widzenia. Ja położyłam głowę między łapami. Zaczęłam się zastanawiać nad moim życiem. Dla innych z watahy byłam utrapieniem. Dla matki oczkiem w głowie, a dla ojca zbędną istotą żyjącą po to, by sprawiać kłopoty. Ból tych myśli był o wiele silniejszy niż ból złamanej łapy. Jedyną osobą, która się mną interesowała, była moja matka. Teraz jest nią Luna. Było mi miło, że się o mnie martwi, lecz myśli typu „Sprawiasz jej tylko problemy”, „Jesteś utrapieniem” nie chciały dać za wygraną. Zaczęłam nucić piosenkę, którą śpiewała mi moja mama.

<Luna?>

niedziela, 30 września 2018

Od Luny CD Joeny

To moja wina. Nie powinnam pozwolić jej chociażby się zbliżyć do tego stwora. Spojrzałam na ranną Joenę, która leżała ze złamaną łapą.
-Jeśli ktoś tu ma przepraszać to tylko ja. Wybacz mi.-Powiedziałam do niej i przy okazji trąciłam ją nosem.
Przez chwilę pomyślałam o tym, że może tamta woda by pomogła, ale jeśli zadziała odwrotnie to stanie się śmiertelną trucizną, a na to nie mogę pozwolić. W głowie pojawiło mi się jeszcze kilka opcji, ale ani jedna nie była bezpieczna.
-Dobrze. powiedź mi co ci przynieść. Jakie zioła? -Spytał.
Spojrzałam na nią z nadzieją w oczach. Wymieniła mi kilka, ale zanim zdążyła powiedzieć, że mam po nie nie iść, to wyleciałam z jaskini, ale przedtem upewniając się, że nic się nie dostanie do jaskini. Zalezienie wszystkiego zajęło mi około dwóch godzin. Trochę długo, ale to i tak chociaż coś. Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, zobaczyłam że Joena odpoczywa. Chyba lepszym pomysłem byłoby zabranie jej do jaskini alfy. Tam woda jest najczystsza, ale bogata w składniki mineralne, a gdzieniegdzie umiejscowione kamienie odnawiające moc, też by pewnie pomogły. Dopóki śpi to chyba mogę ją przenieść, ale najpierw pobiegłam zanieść zioła. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Po następnej godzinie, wadera leżała już niedaleko źródła. Obudziła się po tym, kiedy już rozpaliłam ognisko (chociaż sporo mi to zajęło). Było chłodno.
-Masz, tutaj są te zioła. Jak się czujesz?-Spytałam.
Usiadłam naprzeciwko niej i spojrzałam na jej ranną łapę.
<Joena?> Sry, że tak długo czekałaś na odpowiedź :c

sobota, 15 września 2018

Od Joeny

Śpiew ptaków, taniec liści i podmuchy chłodnego, porannego wietrzyku. Czego chcieć więcej na porannym spacerze? Spacerowałam po terenach naszej watahy. Delikatny zapach lasu docierał do mojego nosa. Lubiłam takie spacery. Raźniej byłoby jakby ktoś mi towarzyszył, ale nie poznałam nikogo innego niż Luna. Spotkałam jeszcze basiora Raven'a, lecz nie dane mi było z nim porozmawiać jedyne co dla niego zrobiłam to pomogłam mu wrócić do pełni sił. Chciałabym to zmienić, ale z moją nieśmiałością jest to bardzo trudne. Przyzwyczaiłam się do samotności. Czasem zastanawiam się dlaczego jestem taka. Może gdybym była silniejsza za młodu teraz nie miałabym takich problemów. Szczeniaki z mojej dawnej watahy nie dokuczały by mi. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak nie przeszkadza mi to jaka jestem. Może czasem to, że chcąc coś powiedzieć strasznie się jąkam. Na szczęście da się z tym żyć.  Przez jakiś czas towarzyszyło mi dziwne uczucie bycia szpiegowaną. Może mi się wydaje? Nie byłam do końca pewna. Miło byłoby spotkać innego wilka zacząć rozmowę i zaprzyjaźnić się. No cóż. Poczułam pragnienie. Udałam się do Tęczowych Wodospadów. Miejsce to jest wspaniałe. Zachwyca mnie swoim urokiem. Napiłam się i spojrzałam w bok. Zauważyłam jakiegoś wilka. Był za daleko bym dokładniej widziała kto to. Ruszyłam niepewnie w jego stronę. W połowie druku zatrzymałam się. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Uspokoiłam się i zebrałam resztki odwagi. Już pewniejszym krokiem ruszyłam w stronę wilka.
- W-witaj. Jestem Joena.- zająkałam się. Chciałam być odważną, ale jak zawsze moją nieśmiałość musiała wsiąść górę. Spojrzałam na wilka czekając na odpowiedź.
<Ktoś?>